Bo mnie…. no wiecie … denerwuje mnie. Sapie, dyszy, ciamka, szuka smoczka, budzi się po 23.00 na mleko (jak wam ktoś wciska, że dzieci pijące mleko modyfikowane lepiej śpią, to nie słuchajcie, bo to kit), potem o 5.00 na mleko, znowu sapie, dyszy i ciamka, żeby po kwadransie łazić po mnie i muczeć jak krowa.
Niech więc …. idzie sobie, spada, won! Prosto do pokoju Córki Pierwszej. Koniec z co-sleeping. Czas na sleeping wszystko jedno jak, byle spać.
Łóżeczko już jej rozłożyliśmy, próba została przeprowadzona (dwie córki skakały po turystycznym kojcu) a jutro drzemki w dzień pchła spędzi poza obecnym miejscem zamieszkania. I noc też. I jak będzie łazić i muczeć o 5.00 rano to przynajmniej z dala ode mnie.
Nie wiem tylko czemu mi tak smutno i przykro, gdy o tym pomyślę….