Owszem, nadal mieszkają za szafą. Ale już w pewnym od niej oddaleniu, dzięki czemu Córka Pierwsza nie wali w środku w tylną ścianę szafy kończynami. Córki też mają teraz miejsce na swoje zabawki. A właściwie mają prawie 8 metrów kwadratowych zabawek. Bo tyle mi wyszło, jak zaczęłam je znosić z poddasza, na którym leżały ostatnie pół roku od przeprowadzki.
Okazało się, że CP ma 11 dużych zestawów puzzli, większość z księżniczkami oczywiście, a dwa worki maskotek są jeszcze u góry i boję się je znieść. Uruchomiłam też córkom radyjko z karaoke i plułam sobie potem w brodę całe popołudnie. „Puszka Okruszka” słyszałam z 10 razy, w tym 11 w wykonaniu CP, 27 w wykonaniu CD. Kukulskiej słychać nie było. A jeśli się wam rachunki moje nie zgadzają, to bardzo możliwe, bo przy 332949 wykonaniu przez moje córki „Witaminki, witaminki” straciłam do końca rozum. Na szczęście baterie szybko się wyczerpią, a kupno nowych uzależnię od tego, czy przez kolejny tydzień nie usłyszę co wieczór CP jęczącej z wanny „Mamo, daj mi ręcznik, CD mnie ochlapała”. Czyli nigdy ich nie kupię, bo to niemożliwe, by CD nie chlapała, a CP nie darła japy. Królewna z cukru. Rozpuści się od wody…
Znalazłam też lampkę ścienną w kształcie kwiatka i uznałam, że montaż na śrubki w ścianie, to na pewno widzi misie szwedzkiego producenta i da się ją przykleić na dwustronną taśmę klejącą. Otóż… nie da się. Spada.
Znalazłam także z 30 obrazów pędzla Córki Pierwszej. Ojciec Biologiczny do dzisiaj twierdzi, że ona ma talent, a ja nie wiem gdzie, bo bym tam zaniosła te obrazy, żeby mi się po domu nie walały. Przy okazji powiesiłam na ścianie zegar w koty, który dostałam kiedyś od OB, jak mi jeszcze z jakiejś okazji składał życzenia i prezenty kupował. Najpierw zastanawiałam się czy wieszać, czy jednak nie, ale powiesiłam. Jak przyjedzie i mnie wkurzy, to mu ten zegar wsadzę…. do walizki.
Przekonałam się także, że kredki córek nie ginęły w czarnej dziurze i kupowanie co tydzień nowego opakowania jest bezcelowe. Znalazły się bowiem wszystkie 39446947924 zestawy. Pod łóżkiem były, pod kanapą, w 5 różnych pudłach na zabawki, nawet w takim z napisem „materiały plastyczne”.
Znalazłam też świnkę-skarbonkę z kupą kasy w jedno i dwugroszówkach, za którą kupię sobie tabletki uspokajające albo plastry do zaklejania paszczy Córce Pierwszej, jeśli jednak przestanie płakać w wannie i będę musiała jej kupić te cholerne baterie do karaoke.
Jutro kolejne poszukiwania skarbów. Na przykład ze 3 lata temu zgubiliśmy pałąk z zabawkami do bujaczka. Może wreszcie i on się znajdzie?
Wszystko da się przykleić ale musi to być na taśmie dwustronnej takiej z pianką pomiędzy 🙂
Życie 🙂
Ha! No i wszystko jasne! Nie daj się zegarków w prezencie, bo się potem ludzie rozstają 🙂
Jeden z lepszych wpisow na blogu 😀
Podziwiam, podziwiam… Codzienna kąpiel? Mnie „darcie japy” starszej tak z równowagi wyprowadza, że nie za często mam motywację i daję radę ją do wanny zaciągnąć. (bo młodsza, proszę sobie wyobrazić;) – też chlapie:P)
Hehe…też mam (a dokładniej miałam do wczoraj bo wyrzuciłam) zegar w koty od byłego. 🙂
A mi były na chyba trzeciej randce kupil buty…. Sandaly ze straganu nad morzem, ale jednak buty, hehehe… No i trzeba bylo odejsc… 🙂
Buhaha 😛 Całe zaplecze skarbów się znalazło. Skądś to znam, bo i u nas pół strychu dalej po przeprowadzce do rodziców zawalone i strach ruszac to co tam leży 😉
Klej na gorąco – trzyma sporo czasu, nim odpadnie z tynkiem, ale wiercić nie trzeba 😉