Pierwsze zajęcia integracyjne w nowym przedszkolu Córki Pierwszej za nami. Obiecałam, że zostanę z nią. I że Córka Druga też zostanie, chociaż ta jest raczej ubezwłasnowolniona.
Córka Pierwsza okazała się dzika. Nowe panie – be. Nowe dzieci – be. Zabawki – średnio. Tymczasem Córka Druga rozejrzała się dookoła, wskoczyła do basenu z kulkami na główkę i przez półtorej godziny raz wskakiwała, raz się wynurzała i tyle ją widziałam. Po czwartej akcji Córki Pierwszej, kiedy to przybiegła z płaczem twierdząc, że chce iść do domu, chciałam ją wypisać z przedszkola, a zapisać Córkę Drugą. Pod koniec zajęć CP jednak zobaczyła różowy domek dla lalek i już jej się tak do domu nie spieszyło.
Pomiędzy jednym rykiem CP a drugim oraz po zniknięciu CD pod setką piłek, poszłam opłacić jakieś tam ubezpieczenia, wyprawki i inne cuda wianki. Dyrektorka przedszkola spojrzała w wypełnioną kartę dziecka:
– Ooooo, pani jest copywriterem? Może kiedyś by pani przyszła poopowiadać dzieciom z najstarszej grupy o tej pracy? To może być bardzo ciekawe….
– No wie pani… ekhm… nie wiem, czy to takie ciekawe… Ostatnio pisałam 16 tekstów o pieczątkach, 20 o fototapetach i trzy o zapaleniu grzybicznym pochwy.
– Aha…. to tak dokładnie opowiadać pani nie musi. Może być tak ogólnie…
A potem mnie namawiała na masową produkcję tortów i musiałam obiecać, że czasami CP jakiś ciekawy tort przyniesie.