Wiecie co jest gorsze od bólu krzyża? Kaszel podczas bólu krzyża. Nie dość, że kaszlę, to jeszcze siecze mnie w plecach, jak diabli. I mam ten ból pleców po kilku godzinach jazdy autem w pozycji żaby leżącej na plecach. Bo w Clio, gdy siedzę na miejscu pasażera, nie mam miejsca na nogi. Znaczy miałabym, gdyby nie to, że Córka Druga siedząca za mną drze japę, że ona nie ma miejsca na nogi, gdy tylko lekko odsunę fotel do tyłu. Chociaż nie…. Córka Druga drze japę w aucie zawsze, a przedwczoraj, podczas powrotu od rodziny do domu, to darła już niebywale. Ostatecznie postanowiliśmy, że Córka Pierwsza będzie jechać z przodu, na miejscu dla pasażera, a ja z tyłu obok Córki Drugiej. Gdy wsiadałam do tyłu i grzmotnęłam głową w słupek, zaczęłam się zastanawiać, czy nie trzeba było jednak zainwestować w Scenica, a nie w Clio…. Na szczęście przez większość roku jeżdżę tylko maksymalnie 10 km w każdą stronę i zwykle za kierownicą, więc może damy radę.
Swoją drogą w Clio nie działał mi klakson. Myślałam, że ogólnie da się żyć bez klaksonu i naprawę przekładałam na „jak będę miała kasę”. Ale okazało się, że bez klaksonu nie otrąbię pieszego włażącego na ulicę w miejscu niedozwolonym, wymuszającego pierwszeństwo dresiarza czy blondynę-gapowiczkę, co myśli, że zielone będzie jeszcze bardziej zielone i na skrzyżowaniu czeka na bógwieco. Szwagier w aucie pogrzebał, stwierdził, że to kwestia samej trąbki, czy jak to się tam nazywa, dał nam jakąś starą. Wczoraj OB ją zamontował.
– Naprawiłem ci klakson. Teraz możesz sobie trąbić na kogo chcesz.
Hurrraaaa! Bo darcie się na całe gardło: „No jedź debilko!!!” nic nie dawało….
Swoją drogą ja też nie zawsze wykazuję się bystrością. Gdy w pierwszy dzień świąt wyjeżdżaliśmy do rodziny OB ten spytał:
– A mamy coś do picia na drogę?
– Nie, ale pewnie jakaś Biedronka będzie otwarta.
– Biedronka?
– Yyyyy, nie! Żabka…. To i to owad….
A Córki dzisiaj rano władowały się na śniadanie do dziadków.
– Co jadłyście? – pytam.
– Kabauszy.
– ???
– No tak naprawdę to kabanosy, ale dziadek mówi kabauszy.
Dziadek to czasami biednym dziewczęciom wodę z mózgów robi, ale przynajmniej będą miały cięte poczucie humoru 😉
Tak samo, jak i my. Nasz dziadek też nam tak robił. Pamiętasz frajerkę? 😉
Mi to akurat nie pomogło, bo nie mam poczucia humoru 😉
a, no tak…
Ja się przesiadłam z terenowego Montereya na Nissana Micrę (zwanego przez Glutka Pierdzikółkiem), czuję się jakbym szurała tyłkiem po drodze, a klakson brzmi jak rozdeptywana żaba… 😉
ja mam teraz też clio III … nie powiem, żebym była z tego powodu mega szczęśliwa ale jeździ mi się lepiej niż astrą IV moich rodziców ;p
Ja wiedziałam co biorę i na co dzień ta wielkość Clio (mam II) mi odpowiada. Po prostu jak OB wsiadł do auta, wrzucił torby i walizkę, to się okazało, że przymało miejsca jest….
Nasza micre nazywamy mikrofonem 😀
kocham swoje Clio…ale na max 2 osoby i na max krótkie trasy 🙂
a ja jeżdżę imponującym rozmiarowo (sarkazm!) peugeotem. I najbardziej irytujący w tym aucie jest klakson – dźwięk jego jest bowiem tak… ci(a)powaty, że wstyd trąbić 😉
Bez klaksonu w trasę??? Nie, toż on jest ważniejszy niż apteczka i koło zapasowe… I z pewnością – częściej potrzebny. 😀
apteczki chyba też nie mam…. i gaśnicy. Kupię po wypłacie 😉
Ja jeszcze dlugimi migam. I dre jape. I trabie. Kiedys mnie za to spacyfikuja na drodze. Ale nie cierpie jak ludzie nie mysla na drodze. Staram sie tylko nie przeklinac, bo mlodziez powtarza potem to przy zabawie w przedszkolu…A samochody mam nawet że spore, to narzekac nie moge. Za to kabauszy mnie rozlozyly na lopatki. U nas na bigos mowimy „bidżis” 😉
a tych co mi migają nie lubię, zwłaszcza jak zasuwam lewym pasem zgodnie z ograniczeniem, a ten zapieprza 200 na godzinę i myśli, że staranuję po prawej rodzinę z 3 dzieci, żeby go przepuścić.
Otóż właśnie… podpisuję się…
To tak jak ja. Pisałam wyżej, srają się zanim zdążę przeciwmgielne wyłączyć z mgły wyjeżdżając. Trąbiących choleryków też nie znoszę. Nie cierpię frustratów na drodze.
Chętnie oddam klakson. Wstyd jeździć z moim ślubnym. Czasem, z przyzwyczajenia to jeszcze na parkingu sobie „trąbnie” a potem trzyma łapę na klaksonie przez większość jazdy!:)
U nas to są 'kamamosy’. A kiełbaska nazywana jest przez Gabusię 'ziebaską’. Ciekawe, dlaczego Ciocia Lubisia mówi 'jebaska’??? 😉
Co do klaksonu… Gdy byłam w Stambule zauważyłam, że tam jeżdżą bez pasów, świateł a dzieci wożą bez fotelików i na przednim siedzeniu. To wszystko jest możliwe i chyba nawet nie jest wymagane, natomiast nie jest możliwa jazda po Stambule bez klaksonu. Jeżdżą na suwak i wjazd sygnalizują klaksonem.
Żabka to nie owad 😀
Serio? :>
He he… no tak jakby… na tym dowcip polegał… 🙂
Dobre te kabaUSZY 😉 nie wpadłabym na to 😉
Czy Wy wiecie, że ja prawie nie używam klaksonu? W ekstremalnych sytuacjach… uświadomiłam sobie to czytając Twój post, MS… Tatuś mnie nauczył daaaaawno temu, że on nie do trąbienia dla sportu czy rozrywki jest ino dla bezpieczeństwa… I chyba do serca sobie wzięłam nauki tatusia 😉
No ale czasem na te czekające na bardziej zielone światło to tak, zdarza się… 😉
To tak jak ja. Mimo, że w zasadzie nie trąbią na mnie (no może ze dwa razy na światłach) nie trawię buractwa trąbiącego, bo meliski rano nie wypili. Tego mrugającego też. Włączam przeciwmgielne, bo świata nie widać, ledwo mgła się skończy, nie zdążę świateł wyłączyć, a już się srają i oślepiają długimi.
Dlatego ciesze sie, ze norwedzy sa bezstresowi i klakson to tylko w ekstremalnych sytuacjach.
A co do auta to nie narzekaj. Ja jezdze pesiem 307sw ale jakis czas temu musialam oddac go na jeden dzien do prania i dali mi ….. uwaga pesia 107 oooooooo maj gasz czulam sie jak w puszcze .