Matka właśnie zasiadła z winem. Jedynym winem, które lubi, czyli z limonkowym wermutem rozcieńczonym cytrynowym napojem gazowanym i kostkami lodu. Siedzi i żlopie, bo dzień trudny miała.
Na przykład jechała dzisiaj rano na luzaku do przedszkola i lekarza. Z CP do przedszkola, z CD do lekarza*. Gdyby nie to, że poranek był chłodny, to pewnie miałaby łokieć za oknem i takie tam. Taka wyluzowana była. I myśli sobie: „Który to dzisiaj jest? Że wtorek to na pewno, ale który? Pierwsza połowa czerwca czy druga? Raczej druga… 18-ty dzisiaj jest. 18-sty… ożeszfak! Wczoraj było w przedszkolu spotkanie z rodzicami dzieci przyjętych do najmłodszej grupy!”. Czyli od razu pierwsze spotkanie MS ominęło, bo Matka nie wie, jaki jest dzień. Na szczęście poprosiła o audiencję u dyrektorki, została przyjęta po południu i wszystko wie.
Jeszcze MS zrobiła ze trzy obiady, 8 lodów truskawkowych na śmietanie, która się nie chciała ubić, ogarnęła pranie, pomywanie, dzieci żyją, ale… Matka ledwo. No jakoś ją dzisiaj wszystko przerosło. Lekarz, bocian, przedszkole. Wszystko.
*Ożeszfak! Leków jej nie dałam!
kolejny wpis, którym mnie rozbroiłaś 🙂
MS bywa czasem i tak…dasz leki jutro ,sen spokojny to tez lekarstwo:)spróbuję twego drinka :)tylko wermuta limonkowego znajdę..
Oj tak, mnie też kalendarz goni i jeszcze jakoś pogoda sprzyja spędzaniu czasu na zewnątrz, więc i blogowe zaległości mam 😉
Zatem dedykuję Ci na dziś ów obrazeczek: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=498420566896821&set=a.313471858725027.71764.273668819371998&type=1&relevant_count=1&ref=nf
Bardzo pasujący obrazek 🙂
Sie przejmujesz 😛 Sama zapominam wiecznie o wszystkim 🙂 Niech żyją interaktywne kalendarze ! („Matka! Jutro egzamin mamy. Chcesz notatki?”)