Matka toczy boje o własną kuchnię. Najpierw kupiła sobie kuchenkę, potem ze strychu kazała wynieść lodówkę Mińsk 16, wczoraj przywieźli jej meble. Matka biła się z myślami, czy lepiej kupić sobie marketowy zestaw typu dwie szafki dolne, dwie górne, ale nowe, czy jednak nabyć drogą kupna coś używanego. I traf chciał, że napisała dwa teksty na zlecenie dla sklepu sprzedającego asortyment meblowy, a jej zleceniodawczyni prowadzi firmę transportową. I tak od słowa do słowa obie się zgadały, że jedna będzie kuchnię wymieniać, a druga kuchni potrzebuje. Trochę to trwało, ale meble dotarły z jakiejś miejscowości na Z, którą MS myli z Zabrzem wczoraj, Matka zapłaciła jeno za transport.
Matka jest pod wrażeniem. Matka jest w głębokim szoku, bo wszystko wygląda na nieużywane. Szafek dolnych jest osiem, górnych trzy. Jest w czym wybierać, dobierać, montować i Matka dzisiaj całe przedpołudnie z meblami jeździła po kuchni. Problem tylko taki, że w sumie trzeba by to poskładać do kupy. Ustawić, wyrównać, dosztukować blat, podłączyć kuchenkę gazową i zlewozmywak. A taki jeden specjalista powiedział, że to będzie kosztować więcej, niż ta cała kuchnia. Ale Matka ma znajomych. Matka jest towarzyska, zna pół miasta, wie gdzie się udać. I znalazła takiego jednego, co się w weekendy w domu nudzi i przyjedzie jutro. Powie Matce co kupić trzeba jeszcze i ma kuchnię pomontować.
Jakby szczęścia było mało, to Matka dzisiaj dostała paczkę od cioci z Ameryki. Tej samej, co nam kiedyś podesłała Barbie dla Córki Pierwszej. Niecały rok temu to było. Jak Matka zajrzała do paczki, to aż jej się w głowie od różowości zakręciło. 4 Barbie. Ken! Obrzydliwy, koszmarny, tak Kenowaty, że CP się posika z radości. Ciuchy dla lalek. Lalki szmacianki. Torby z Hello Kitty. Notesiki różowe, z 50 zestawów różnych kredek, większość w księżniczki. Iiiiiii…. dla Matki z 500 papilotek do muffinek, komplet miarek do odmierzania płynów, proszków etc. i komplet łyżek silikonowych do mieszania potraw. Jak na zamówienie paczka! Dzieci się bawiły, a Matka znowu szurała meblami, bo dziadek przyszedł i Matce koncepcję pozmieniał.
Do tego wczoraj Matka była w bibliotece. Prowadziła spotkanie z Pauliną, autorką bloga From Movie to the Kitchen. Matka się przygotowywała od poniedziałku, aż dostała maila, że może iść na żywioł, że spontan też będzie OK. I poszła. I chyba jakoś to wyszło. Pogadały sobie dwie takie o blogowaniu. Dzieciom kazały blogi zakładać, bo to rozwojowe. I że brzydko o nauczycielach pisać nie wolno, bo jak sławę zdobędą, to będzie przykro.
No i tak Matce tydzień szybko minął, że szok. I niech ktoś powie, że Matka na wychowawczym to się nudzi. Że każdy dzień taki sam jest. Czadowy taki wychowawczy.
Na wychowawczym życie jak w Madrycie! [zazdroszczę spotkania mojej ulubionej blogerki z nie mniej lubianą blogerką :)]
A to Matka nie wie że Hello Kitty to pomiot szatana? Zapewne Ken również – bądź czujną na ciotkę :p
Barbie to też złooooooo 🙂
Chciałam Ci Matko tylko delikatnie naświetlić, że to co czasem wygląda na koniec świata jest właśnie początkiem innego. Zauważ, że jesteś mistrzem, potrafiłaś w krótkim okresie czasu dorobić się nowej pralki, starej kuchenki i lodówki i nowych- nie nowych mebli kuchennych. To wszystko samodzielnie, a o książce to już nie wspominam tu nawet, bo to już jest inna kategoria, nie dla każdej Matki, choć może każda miałaby materiał na książkę, to nie każda ma taki dar pisania.
Aż Ci MS zazdroszczę tego wychowawczego, bo moje już za duże są, żebym się teraz na wychowawczy wybierała. A trzeciego malucha ni jak nie zmieścimy w naszym życiu ;).
Tak czy owak – wszystko powyższe o wielkości Twojej świadczy i nie że „bez faceta ani rusz”, tylko po prostu musi być jakiś „fizyczny” i już 😉 (żeby się tylko broń Boże facet nie obraził – niech przychodzi i skręca tę kuchnię Kochanej Matce Sanepid).
A paczka z Ameryki – jak marzenie! Zaraz tylko będziesz musiała szafę mieć na kiecki Barbie i Kena 😉