Już przed północą słysząc, jak Córka Druga kręci się i wierci, rzuciłam w przestrzeń:
– Ku**a, czy ja się kiedykolwiek wyśpię?? Ona się kręci, wierci, sapie, ku**a, mam dość.
i poszłam do salonu (tak właściwie to jest kuchnia z kanapą i TV).
I spałam tak sobie w cudnej ciszy do 5:10, kiedy to moje cudowne królewny, moje szczęścia, misiaczki moje … cholery wredne się obudziły i zaczęły kwękać, jęczeć, rzęzić, pyszczyć.
Zwlekłam się z łóżka o 5:30, odprasowałam się, machnęłam mejkapik, zjadłam kanapki i bez żalu wyszłam o 6.20 na śnieg, wiatr, mróz. I pojechałam na szkolenie. Jechałam prawie 1,5h. Potem szkoliłam się 9,5h. Licząc przerwy na kawę i obiad. Wróciłam o 20.00, gdy wiedźmy, małpiszony wredne, potwory, które wydałam na świat, już spały.
Fakt: dupa od siedzenia mnie boli, stopy od butów na obcasie, łeb od umysłowego wysiłku, ale się czuję jakbym ze SPA wróciła. Albo z miesiąca miodowego na Karaibach jakiś.Odpoczynek. Luz. Relaks. Z dala od dzieci! W ciszy i spokoju. Bez ani jednej zmienionej pieluchy! Tylko z jedną nakarmioną przeze mnie gębą – własną! Bez „daj!” i ryków o byleco. Bosko.