Wcześniej nie mogła, bo nie powiadomiła jeszcze swojego karzącego, surowego, zewnętrznego superego, czyli matki własnej. Matka własna Matki Sanepid okazała się wyrozumiała i stwierdziła: „Może tak będzie dla Ciebie lepiej?”.
Oby. Matka jest zajarana. Ojciec biologiczny jej dzieci mniej, ale on to niech się zajmie własną karierą.
Otóż Matka od 1 lipca będzie żyła tylko i wyłącznie z pisania. Nierząd brała pod uwagę, ale praca zimą pod chmurką jej nie odpowiada, a latem przy krajowej szóstce się kurzy, więc dała sobie siana.
Będzie pisać, klepać, łupać teksty, tekściki, powieści ero… yyy przygodowe. Poradniki typu „Jak, mimo złości i nieprzespanych siedmiu nocy z rzędu, nie wywalić dziecka przez balkon” albo „Jak na trzeźwo przetrwać zapalenie ucha u pociechy”. Wy będziecie klikać, gdzie trzeba, to Matka będzie opływać w bogactwo. Ot co!
Koniec z etatem! Witaj umowo o dzieło!