Matka w przestworzach

– Mama się wyprowadziła, to teraz będziemy mieszkać tylko z babcią – doniosła mi babcia, jak to rozmawiały rano córki.

Tak, ojciec od pół roku w Holandii, Matka Sanepid od dwóch dni w Szwecji, a córki – eurosieroty. Na szczęście do dzieci wróciłam już po tych dwudniowych wojażach po Wenecji Północy. Przekonałam się, że burger ze śledziem smażonym nie wart jest 55 koron, a kawa za 38 koron smakuje tak samo, jak za dychę na rynku w polskim miasteczku. Jednak przekonałam się także, że do latania to urodzona jestem. Nie żeby mi pióra w tyłku rosnąć zaczęły, ale przeleciałam… się samolotem pierwszy raz w życiu. Najbardziej się bałam, że na samolot nie zdążę – a zdążyłam. I jak już siedziałam w samolocie, który zaczął się wycofywać na pas startowy, to zachciało mi się płakać i chciałam wiać (akurat w tym momencie stewardessa tłumaczyła, gdzie są wyjścia awaryjne i jak rozpiąć pasy).  Jednak, gdy różowo-fioletowo-biały samolocik wzniósł się w powietrze pomyślałam, cytując klasyka:

– Ja chcę jeszcze raz!!!!

A potem było z przytupem, bo nad Szwecją była mgła jak mleko i samolot dwa razy podchodził do lądowania. I się wcale nie zmartwiłam, że jest mgła i że się możemy rozpierdzielić, ale że wylądujemy na innym lotnisku, a nie mam pojęcia, jak się z niego dostać do Sztokholmu. Na szczęście piloci dali radę… a potem było mokro i zimno.

Dziękuję za uwagę i idę szukać kolejnych biletów lotniczych po 4 zł. Żeby latać. Tak dla samego latania. Bo startowanie jest super, lądowanie jeszcze lepsze, widoki zapierające dech w piersiach, a Gdańsk wygląda z góry, jak tekturowa makieta.

16 odpowiedzi na “Matka w przestworzach”

  1. oslun pisze:

    Ja też lubię!!!

  2. Ja swój pierwszy lot przespałam też w różowo-fioletowo-białym samolocie 🙂

  3. zmanierowana pisze:

    Oj, swego czasu nalatałam się samolotami z Gdańska do szwedzkiego Malme. To były super przygody, wizzair to porządne tanie linie. Bardzo dobrze to wspominam. 😉

  4. Ania Grzesiak pisze:

    Ja nie lubię, zmiana ciśnienia miksuje mi mózg 😉

  5. alizee pisze:

    Ja lubie i nie lubie – z jednej strony mnie to rajcuje, najbardziej sie ciesze jak lece innym samolotem niz zwykle, z inna linia, poznaje nowe lotniska; a z drugiej – zawsze umieram ze strachu:D Mgla jak mleko to nic, jak ladowalam w burzy z piorunami w Barcelonie to prawie ziemie calowalam, tak samo rok temu w styczniu w zaawansowanej ciazy ladowalam w potwornej wichurze w Liverpool’u – cztery osoby w najblizszym otoczeniu wymiotowaly:O

  6. Meipu pisze:

    Ja jeszcze nie latałam 🙂 Może kiedyś … 🙂 Cieszę się że się podobało 🙂

  7. Zaradna Mama pisze:

    W życiu nie leciałam i z własnej woli nie wsiądę do samolotu. Ani na statek. W zasadzie to tylko na kajaku nie rzygałam 😉

  8. Lucy pisze:

    Matko, to Ty oblatywacz teraz jesteś? Super!!!

  9. Andzia pisze:

    Następnym krokiem w takim razie będzie licencja pilota 🙂
    A może jakiś skok ze spadochronem? Podobno wrażenia niesamowite. Gdyby ta przyjemność była niego tańsza bardzo bym chciała sobie taki skok zafundować.

  10. Effa pisze:

    Super! Fajnie że Ci się wycieczka udała. A oprócz burgera ze śledziem widziałaś coś ciekawego? ;>

  11. Mi pisze:

    WIZZair?

  12. Matka Sanepid pisze:

    Effa – tak: tunnbrödsrulle

  13. gosik pisze:

    To Matka jest teraz „wniebowzięta”… 🙂

  14. Matka Fotografka pisze:

    Ja też lubie, moje dziecko lubi jeszcze bardziej; ostatnio oświadczyło, że woli samolotem niż samochodem; pytam dlaczego (sądziłam, że o czas podróży chodzi): Bo w samolotach dają kolorowanki i jedzonko (w samochodzie dziecka rzecz jasna nie głodzimy no ale widać jak podane z wózka a nie z torby pod siedzeniem, to lepsze)

  15. Beti pisze:

    Tetaz lotów to nie ma co szukać bo wszystko drogie na weekend majowy…

  16. Aż dziw Matko, że Cię córki poznały po takich długich wojażach 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *