A dokładnie Córka Druga się nim zaopiekowała. A ja kozaczyłam i stwierdziłam, że go pęsetą umoczoną w Bolsie wykurzę. Kuper wykurzyłam, łeb został. No to dzieciaka w nosidło i na pogotowie (100 metrów).
– Raaaany, a po co pani wyciągała???!!! – przywitała mnie radośnie młoda lekarka („Z pamiętnika młodej lekarki” – przyszł raz do mnię pacjent…) – Jak ja nie lubię takich akcji, że igiełką. Dzieciaki drą się i wyrywają.
– Pani mi dziecka od razu nie skreśla. To fajterka jest!
– Ple ple ple – nie powiedziała dokładnie „ple, ple, ple”, ale coś bełkotała.
Poszła jaśniepani po igiełkę i jęła grzebać. Dziecko uzbrojone w smoczka i mój portfel pełen kart zniżkowych i paragonów powiedziało tylko:
– Yyyy?
i tyle z kręcenia się i wrzasków było.
– Pani jeszcze go obejrzy. Dzieciaki często między jajkami kleszcze mają.
– A to nie ma problemu, bo to dziewczynka jest.
-???
Teraz będziemy wypatrywać boreliozy….