Godzina 5:30. Córka Pierwsza przyszła do naszego łóżka, poleżała, pogrzechotała zabawką, poszła do łazienki. Zrobiła siku, zapaliła sobie światło w dużym pokoju, włączyła Mini Mini. Wstałam żeby ściszyć telewizor, wyjaśniłam, że rybka jeszcze śpi, ale CP oznajmiła że może sobie na rybkę popatrzeć.
Godzina… nikt nie wie która, pewnie przed siódmą. Usłyszeliśmy tylko, że CP przyszła do sypialni i powiedziała do siostry:
– Chodź się pobawić.
O 7:30 usłyszeliśmy płacz Córki Drugiej i wrzask CP.
– Mamo, ona się uderzyła!
Córka Druga leżała na podłodze i wyła. Żyje, nic jej nie jest, ona wyje nawet jak się leciutko stuknie głową w poduszkę. Ale Córka Pierwsza się przejęła:
– Przepraszam mamo, że jej nie przypilnowałam.
– Ależ Córko, to nie jest twój obowiązek.
– Mamo, pilnowanie siostry to jest mój obowiązek.
Geniusz, po prostu geniusz.
Potem rozmawiam z mężem.
– A dziadek to normalnie odżył. Był na potańcówce w klubie parafialnym i poprosił moich rodziców, by kupili mu brandy, żeby miał czym znajomych częstować. Jak się spytałam mamy, co będzie jak się znowu ożeni, powiedziała że impreza. Widzisz, jeszcze masz szansę, że się kiedyś wyszalejesz.
– A Ty się gdzieś wybierasz????
– Tak. Nawet piekło nie jest gorsze od jednego dnia z córkami.
– Matko Sanepid, przesadzasz…
Czarny humor wciąż się mnie trzyma. Za 1,5h idę do pracy. Ufff.
Od rana wyzwałam dzieci tylko ze trzy razy, bo mi łaziły pod piekarnikiem, gdy robiłam parówki w cieście i paszteciki z mięsem do barszczu.
We wtorek w „Uwadze” będzie reportaż „Macierzyństwo bez lukru”. Kurka, a mnie nie zaprosili!!!