Taka mi się opowiastka przypomniała, której Marjannka chyba nie przytaczała, a która ostatnimi czasy w mojej rodzinie nawet stała się zabawną anegdotą. Wśród gości na obu weselach też chyba krążyła.
Otóż Marjannki małżonek, sympatyczny jegomość (miałam okazję poznać) przywozi od czasu do czasu kozinę, którą zapełnia marjannkową lodówkę po brzegi.
– Ty, ale jak on tę kozę przywozi? – spytałam Marjannki.
– No normalnie….
– W walizce???
– Nie, w misce – odpowiedziała Marjannka, jakby to było oczywiste….
– W misce??? Ale jak??? Do samolotu z Afryki z miską?
– Do jakiego samolotu? – zdziwiła się Marjannka. – On spod Lublina je przywozi…
Kurtyna….
Matko, nie mów, że Ty myślałaś, że Małżonek Marjanny kozinę z Afryki przywozi? No tak poważnie, serio, serio 😀
No pewna byłam… zioła woził….
No tak, to podstawy miałaś, żeby tak sądzić 😀
hahahahahah
Ja bym Ci nawet pokazala jak moj przyszly malzonek-nigeryjczyk- owcza glowe przygotowywal do kucharzenia… Ale wtedy czytelnicy Ci uciekna haha
Niech zgadnę. Rzekł tonem kategorycznym: 'Owcza głowo, będziesz ugotowana i spożyta’?
Byl bardziej kategoryczny- Wsadzil do gara, posypywal sola i chilli 😛
cudne
Buahaha
No kto by pomyślał….:P
Widzę go w tym samolocie z miską na kolanach… Bosko…
ja sie zdziwilam,jak to ? w misce?w samolocie?ha ha ha