Są takie momenty.
Kiedy już nie ma się siły na nic, kiedy życie daje w kość, bliska osoba odchodzi, dzieci dokuczają, samochód gaśnie na każdym rondzie. Mogłabym o nich napisać. Mogłabym… ale bywa trudniej nawet.
To ten moment, kiedy jest wieczór, typowe dla dnia dźwięki ustają, dzieci śpią w swoich łóżkach z rączkami włożonymi pod policzki, a ja snuję się po mieszkaniu
w dresie
dziurawej bluzce
z rozwianym włosem
przetłuszczoną cerą
i mam taką niesamowitą ochotę, żeby osłodzić sobie życie….
ale uświadamiam sobie, że…
już w ciągu dnia zjadłam:
5 Wertersów, 3 wielkie cuksy lemonkowe z takim kwaśnym proszkiem w środku, 2 Kinder Bueno, pół białej czekolady, która mi się ostała po torcie makowym, suchego muffina kawowego z chałwą, którego maczałam w RedBullu oraz garść Maltesers.
I że urośnie mi dupa.
To jest dopiero rozgoryczenie. Też tak macie?
(autor: Matko Sanepidelho)
ja jak tak mam przestawiam meble……albo robie remont……..albo sprzatam……..albo leze i pije wino…………a zamiast slodyczy wole pizze…..;) trzymaj się i śpiewaj na całe gardło(zwłaszcza refren) https://www.youtube.com/watch?v=wT_ObQMSs3U
Ja sobie nawet kupiłam chrom organiczny, bo podobno nie ma się wtedy tak wielkiej ochoty na słodycze…. i efekt był taki, że zamiast popijać ten chrom wodą, to przegryzałam czekoladą 😛 Nie wiem, kto to wymyślił z tym chromem, ale chyba jakiś kiepski naukowiec 😉 albo po prostu ja jestem jakaś wyjątkowa 😉
Nie jestes sama! Patrzę na te fotki metamorfoz u Chodakowskiej, na nią samą, na moje fotki sprzed X lat i myśle sobie „dam rade”. Idę do Tesco i niewidzialna siła ciągnie mnie ku czekoladzie i orzechom (ostatni wyczyn 200 gram solonych nerkowców-1200 kalorii w 2 godziny!!! Plus oczywiscie drugie 1200 jak nie wiecej z całego dnia). Mam tak samo jak Ty… Nie jestes sama!
Niestety też tak mam, kocham słodycze a największym uczuciem dażę czekoladę i to ona jest moją pocieszycielką, powierniczką, przyjaciółką….coraz więcej mam ostatnio tych dni a dupsko rośnie:-(
Ja tam uważam, że czekolada jest źródłem wszelkiego dobra i spokojnie może zastąpić obiad. Dzień bez czekolady dniem straconym!
myślę że wtedy statystyczna Polka zjada jeszcze jedna czekoladę i daje ujście swojej frustracji wpisując niemiłe rzeczy na fb Chodakowskiej albo innej Lewandowskiej
staję po stronie MS, na moje smutki bieganie nie działa, nie nie, nie. Noooo nie żeby słodycze działały, ale… przynajmniej przez chwilę jest miło, a jak mi tego mało to przegryzam orzeszkami, chipsami, byle miało sól i chrupało, mmmm albo kabanosem o to to to 🙂
Every day
Drugi tydzień nie mogę patrzeć na czekoladę… I sama sobie takie zło zrobiłam…
miałam… Trzym się myśli, że to minie
a ja karmię… i ani alkoholu ani czekolady (uczulony)…i „jak żyć”?
Matko matko, przutulam, bo gdy mi źle, to sobie sprawdzam co u ciebie… Co córka druga zmajstrowala, jakie wymyślne menu zainspiruje mnie dziś;))))) i zawsze to jedno ptasie mleczko mniej;))) przytulam ciebie mocno, jedząc pizzę domową w skrapetkach i wyciągniętej bluzie na spodnie mi się nie złożyło jakoś;)
czekolada nie pyta, czekolada rozumie:)))
Wiem, że to marne pocieszenie, ale nie jesteś sama Matko :-/
Jak zawsze w punkt! 🙂
Pffff NIE B-)
tragedia jest wtedy, kiedy przychodzi świadomość, że dupa rośnie i rośnie i nie ma możliwości poddania się słabością. Rozpacz wielka.
U mnie tez dzis wszystko pod górkę
Kocham Cię właśnie za to, że też tak masz 😀
To zjedz pigułke
Trafiłaś w sedno!
Wówczas wyciągam kabanosy albo zjadam chleb ze smalcem. Mam mniejsze poczucie winy.
A Ja Cię rozumiem. słodycze (choc na chwilę) dostarczają hormon szczęścia. oczywiście można mówic o konsekwencjach (m.in, że dupa rośnie :P) ale ja to nazywam „instynkt samozachowawczy”. też tak miałam mi.in po rozwodzie.
teraz się wymądrzam bo ten najgorszy etap mam za sobą. dziś nawet o tym pisałam. wierzę że jest to cholernie trudny okres i masz prawo, nie wiem czy słyszałaś , czytałaś o tzw. „żałobie porozwodowej”, gdy wszystkie te trudne emocje się kumulują i trzeba im pozwolic na uwolnienie…nie będę zgrywac specjalisty, pisze z autopsji. bardzo bym chciała Ci pomóc, bo każda sytuacja jest inna, ale mnie bardzo pomagało wsparcie osób po rozwodzie….
aha, jeden specjalista gdy przyznałam się do pochłaniania dużej ilości jedzenia (nie tylko słodyczy) nazwał to „zajadaniem emocji” – zamiast stawic im czoła…
i potem był taki okres, że bardziej pomagało mi wycie czy niepowstrzymany szloch niż udawanie że wszystko jest okej…przynajmniej w ten sposób mogłam się „oczyścic”..
a mogę chociaż pić wódkę?
A pij sto lat! ja polewam 🙂
czyli się znieczulić?
średnio, nie polecam..emocje wciąż zostają…
Mnie kumpela polecała : las…i albo darcie ryja, albo rzucanie kamieniami – oczywiście w wizualizowany cel 😛
Czekolado ty jestes jak zdrowie.Ten tylko sie dowie kto Cie zjadl.Ja to mam pożądanie w kierunku nutelli. Ale..Nie kupuje skubanej
Ja jem wszystko. Najchetniej slone, bo po slodkim mnie zeby bola. I wino. Wino rozumie. Tak jak kabanosy, orzeszki i inne tego typu
.