Przed paroma dniami Ojciec Biologiczny, mój były prawie ex małżonek zapowiedział, że dostanę od niego 2 litry niemieckiego Lenora. Ucieszyłam się niezwykle, bo bardzo lubię prezenty, aczkolwiek, jakby na tym Lenorze zawiesił złote kolczyki też nie byłoby źle. Jednak uważam, że sam fakt, że ten młody człowiek będzie specjalnie dla mnie wiózł przez pół Europy 2 litry Lenora i odkamieniacz do ekspresu jest dowodem na to, że może gdzieś tam, na dnie jego serca tli się głębokie uczucie do mojej, jakże skromnej, ale przy okazji zadziornej, złośliwej, pamiętliwej i hałaśliwej osoby, którą można by określić wyrazem „zołza”, a i tak byłoby to łagodne określenie. Swoją drogą, gdyby on był dla mnie zawsze miły, to i ja bym była dla niego. Czasami. Tymczasem w piątek, bądź co bądź w święto osób z chorobami umysłowymi otrzymałam maila, zawierającego rezerwację lotniczą i dopisek „Szczęśliwych walentynek”.
A już myślałam, że sprawa się dupła, bo jak parę dni temu w wisielczym nastroju orzekłam, że z życia to ja nic nie mam i w ogóle świat stoi otworem, a ja na wakacje to co najwyżej do Jastrzębiej Góry jechać mogę, OB stwierdził, że w takim razie on mi kupi bilet i sobie pojadę na te wakacje. Ale czym bardziej grzebał w serwisach rezerwacyjnych, tym bardziej ceny za bilety rosły. A potem się pochorował. Ostatecznie jednak zarezerwował, zapłacił i mam rezerwację na bilety lotnicze z Warszawy do Madrytu i z powrotem. W czerwcu.
A teraz najlepsze. Co z dziećmi? Otóż dzieci zostają w domu. Z Ojcem Biologicznym swoim, który to przyjedzie i się nimi zajmie. A ja będę zwiedzać. Będę człapać całymi dniami po uliczkach Madrytu, jeść, pić, oglądać od środka muzea… ale głównie to jeść i pić. Bez dzieci.
Znaczy miałam wziąć w pierwszej wersji dzieci, ale jak przeczytałam, że tam jest 12 linii metra i ponad 3 mln mieszkańców, to już widziałam siebie z walizką, stojącą na dole schodów ruchomych, podczas gdy moje zapłakane dzieci zostają wciągnięte na górze przez taśmę na drugą stronę. Ja wiem, że to niemożliwe, że zwykle one na tych schodach ryczą „bo to samo jedzie!” i na końcu się po prostu wywalają, ale jak tym razem wybiją zęby… to cała kasa na żarcie i picie pójdzie na dentystę.Więc jadę sama. O! Z aparatem, mapą, plecakiem. I liczę na to, że nie wrócę z taką pamiątką z Hiszpanii jak Marjannka*
A Krystyna w poprzednim poście była nieco wskazówką, ale też i zmyłką. Bo oczywiście nie chodziło o Portugalię, ale prawda jest taka, że jak myślę Madryt, to od razu o Realu, a jak Real Madryt to wiadomo….
* Marjannka ma termin porodu 9 miesięcy po wycieczce do Hiszpanii. Z tym że ona z mężem tam była…
Ewa Czeplina-Kozicka no cóż… Miałam swoje powody.
wiec jedz korzystaj i opisz man swoje wrazenia . ..
Przewodnik sobie kupię i zacznę podróż planować 🙂 I kasę na atrakcje zbierać.
oj, jak zazdroszczę (tym bardziej, że jestem po tygodniowym urlopie, tzn. „siedziałam” z dziećmi)
aaa jedyna ja zgadłam od razu! 😉 to był jakiś konkurs z nagrodami?choc odp kogoś „do fryzjera?”bardziej pasowała do obrazka nad wpisem 😉
Nie wiem czy Ty zgadłaś, bo ja zapamiętałam odpowiedź Ewy, że OB do Lenora dorzucił Walentynkę w postaci biletu do Madrytu, co jakby było najpełniejszą odpowiedzią na to pytanie bez nagród 😉
Matka, z Ciebie też da się dobro wycisnąć;);)
No przestań. On ode mnie dostał breloczek..
No fakt.A mogłaś z breloczkiem kluczyki do auta nowego;);) nie no zołza jesteś;)
On Cię chyba jednak kocha
aaa zazrdaszczam mega pozytywnie … wróciłabym tam z chęcią ….choć byłam krótko – całe 2 dni w tym całą noc na ostrym dyżurze oooooo lekarzy i piguły mają miłych i baaardzo pomocnych
Nose auto SAM sobie kupie. Juz wybralem jakie. Za 2 lata, moze za 4, ale sobie kupie. 🙂
ale będziesz nam nadal przesyłał kasę na jedzenie?
Karolina Nestorowicz pozwól, że zacytuję:
Ja do Marjannki: Wyobraź sobie, że P. chce mi kupić bilet do Madrytu a sam przyjedzie tutaj zająć się przez tydzień dzieciakami!
Marjannka: On to Cię musi naprawdę kochać.
Ja: No bez przesady, to tylko 115 euro…
Marjannka: Ja nie o bilecie myślę….
MS kibicuję Ci w ciul długo, chyba ponad dwa lata, ale ni chu chu nie mam pojęcia, czy ten prawie były ex mąż to ma być nadal mężem, czy na rozprawę czekacie… Mogłabyś z łaski swojej dać jakiś znak-sygnał jak to jest na rzeczy. Bo ja to pamiętam tak: och jak cudownie! Ob dał mi na urodziny maszynę do chleba (czy tort zrobił? jakoś tak), mijają dwa-trzy tygodnie: separacja, aukcje, przeprowadzka, alimenty, prawniki, nieustający brak kasy. Parówki z Lidla za ostatnie drobniaki…
A niedawno czytam, że OB obiecuje kiedyś zabrać Was do siebie, teraz Lenory wiezie bez oclenia…
No sytuacja jest zawiła, stąd rozumiem zakręcenie. Maszyna nie była od niego, wtedy to ja na urodziny co najwyżej figę z makiem mogłam dostać.Teraz jak widać mu się poprawiło 😉 Najwyraźniej docenił czasy, gdy w szufladach znajdował wyprane gacie a na obiad sobie tylko odgrzewał w mikrofalówce 😉
Jak widać, Matka jest tylko jedna! I nawet OB to docenił 😀 Tak trzymać, pozdrawiam 🙂
A podejrzewałam OB, że Cię na mundial wysłał 😀
Zazdraszczam oficjalnie i bezwstydnie 🙂
Deichmann 🙂