Pochwalić się muszę. Nie tym, że poprałam rajstopki i skarpetki dzieci ręcznym mydłem odplamiającym z Rossmanna, ani tym, że zaczęłam co weekend prasować wszystkie dziecięce ciuszki i przygotowywać przedszkolne zestawy dla Córki Pierwszej na 5 dni do przodu, ani tym, że jadę znowu na wywiad radiowy albo i dwa. Muszę się pochwalić tym, że
ugotowałam flaki.
Nie jakieś tam Pudliszki. Nie Zamojskie z Biedronki. Nie takie, co się wrzuca do mikrofalówki i zagryza byle bułką. Normalnie w sklepie mięsnym kupiłam flaki, potem je płukałam, gotowałam, płukałam, gotowałam, otwierałam okna, żeby nie śmierdziało w domu, jak w spalarni szpitalnych odpadów i znowu gotowałam. I zasmażkę zrobiłam z cebulką, z masełkiem prawdziwym. I trzy łyżki majeranku wrzuciłam i przypraw przeróżnych. Tak ugotowałam, o!
Tak, zaraz będzie „fuj, flaki”, „bleh, nie jadam”. A tam. Wątróbka, flaki, kaszanka, owoce morza. Zjem wszystko! Jakby kto chciał na mnie żarcie testować to chętna jestem. Córka Druga też, bo właśnie miskę tych gorących flaków zjadła, mimo że gorące jeszcze i ją w buzię parzyły. A jadła jak szalona.
A szalona to ona jest bez dwóch zdań. Dzisiaj o 7.30 rzuciłam:
– To kto się cieszy, że jedzie do przedszkola?
Dla mnie pytanie retoryczne, bo wiadomo, że Córka Pierwsza, ale dla Córki Drugiej, tak oczywiste to nie było.
– Jaaaaaaaa! – wrzasnęła i zaczęła tańczyć, jakby po wielkiej suszy nagle spadł deszcz.
– Kochanie, ale ty nie chodzisz do przedszkola.
Na to Córka Druga popłakała się, rzuciła na łóżko i zaczęła piąstkami uderzać na oślep w ścianę. Ożesz w mordę. Papiery do przedszkola zaniesione, ale jędza mała za młoda jeszcze. Poza tym niespecjalnie mi w domu przeszkadza, ujdzie, ja z nią siedzieć mogę, bo dziewczyna niezwykle zamknięta w sobie i delektuje się ciszą, gdy nie ma starszej siostry, ale najwyraźniej jej moje towarzystwo tak do końca nie odpowiada.
Ostatecznie jednak odwiozłyśmy CP do placówki, a CD poszła ze mną te flaki kupować. W mięsnym. Takie surowe, a nie ze słoika.
Miło, że chociaż tu zamiast natrętnego amerykańskiego święta jest coś o polskich tradycyjnych. Co tam Walenty, my mamy flaki wołowe! ( i to nie ze sloika)!
A tak wogle to gratuluję, ja jeszcze długo nie zdecyduję się chyba na to gotowanie, nie ze względu tego czym anprawdę są flaki ale na ten smród.
pozdrawiam 🙂
hmmm…uwielbiam flaki! brawo Matko, jestes moja bohaterka 🙂
Wątróbka tak ale flaki jak na razie nie. Do kaszanki się przekonałam ale coś takiego jest we flakach, że ni przejdą mi przez gardło:) A Walentynki lubię jak większość świąt wesołych:)
Oj to ja poprosze miseczkę flaków dla mojego Małża, bo On za nie by się dał pokroić a ja nie umiem się przekonać do ich ugotowania…:)))Dlatego podziwiam Cię:PPP
Ja z tych niejdzących flaków. Zdecydowanie wole czyste mięcho. No i nie wsadzę do buzi czegoś co ma glajdawą konsystencję 🙂
Ale flaków gratuluję-fajnie ze sie komus jeszcze chce-mimo ze smierdzi i ze w sklepach gotowiec jest…
Flaków gratuluję i pytanie przy okazji zadam. Czy to mydło z Rossmanna, ręczne, odplamiające to marchewce da radę?
ja chyba też ugotuję flaczki. Nasza 2latka też wciąga jak się patrzy 🙂
Uwielbiam flaki!
Ale nienawidzę ich gotować i nienawidzę gotowców, więc jem je raz na ruski rok jak pojadę do rodziców.
Ale możesz mnie zaprosić, pomogę CP oczyszczać garnek 😀
a ja też w sobotę flaki gotowałam i tez płukałam, gotowałam i wietrzyłam dom…i moje dziewczyny flaki pałaszują jak głupie, moja 3 letnia krzyczy „jesce ” a młodsza 1,5 roczna po całej miseczce głaszcze się po brzuchu i ciamka „niam niam”.. ciekawe czy jak podrosną i dowiedzą się co to flaki? to też będą tak pięknie jadły ? … MS ja Cię chyba kocham – strasznie uzależniasz od SIEBIE :)…. buziaki 🙂
@ KASIA – Ja nie wiem czy mydlo z Rossmana, ale ze Schleckera takie co sie dr R-cos tam nazywa to genialnie daje rade. Lepsze niz bialy jelen, ktorym wczesniej walczylam. i do tego OXY wybielacz do kolorow made in biedronka, zwykly proszek i tylko dzidzius do plukania bo slicznie pachnie i wyprane pachnace i bez plam…. ech jak mi sie ostatnio nie chce tego wszystkiego robic:) a jak nie schodzi od razu to namocz z resztkami mydla na noc albo na caly dzien, popraw rano/wieczorem i do pralki. wszystko schodzi-buraczki, marchewka, jagody i pomidory-a te, oj lajzy, najgorsze sa! 🙂
Gratuluje to naprawdę czasochłonne ale za to jakie smaczne i bez tych wszystkich E 😀
Ja gotowałam 2 tygodnie temu , trochę za ostre wyszły i mój czteroletni syn powiedział ze go w buzi łaskocze 😀 Pozdrawiam
Mam dokładnie to co Gosiabe. Niestety nie wiem czy spiera marchewkę, bo ja mam problem z brudem z podłogi i sokiem z mandarynek oraz długopisami. Na 100% marchewka schodzi bez prania, po wystawieniu ubranka na słońce.
flaki – mniaaaam, w drugiej ciąży mogłam zjeść 3 talerze pod rząd 😀
mydełko z Rossmanna (Dr. Beckmann) – doświadczyłam, potwierdzam, tylko baaardzo starym plamom nie da rady, a tak wszystko weźmie; czasem po namydleniu i spraniu w rękach plamę widać, ale jak jeszcze pójdzie do pralki znika cudownie 🙂
A ja wczoraj wieczorem gotowałam flaczki i dziś na obiad będą. Do moich flaczków prócz flaków surowych (nie kupionych gotowych w Biedronie) dodałam pokrojone grzybki niemki. Pycha 🙂
fuuuu 🙂
wszystko, tylko nie flaki. Chociazby dlatego, ze wlasnie trzeba wietrzyc w trakcie ich gotowania! Fuuu
Uwielbiam flaki. Poprosze miseczke:) Barbi
Matko S. jesteś nominowana do nagrody głównej w konkursie na blog roku!!!
Twój blog został wybrany do następnego etapu !!!!
I tak jak w tytule –To Się Chwali !!!!!
Gratulacje !!!!!
Dzięki, Matki! Myślałam, że Vanish jest niezawodny, ale niestety… W takim razie jutro uderzam po mydełko.
Uwielbiam flaki, moglabym jesc je codziennie :))Na razie zajadam sie flakami mojej babci, bo sama niestey nie umiem ich ugotowac 🙁
Uwielbiam (ostre) flaczki, gotuję, ale nie o tym chciałam mała (prawie dwa lata) je aż jej się uszy trzęsą, starsza jadła dopoki nazywałam je nie flakami a zupka z mięsnymi kluskami. Gdy podrosła ma 12 lat, z flaków je tylko wodę. Pozdrawiam
Też gotuje na wywarze z wołowiny oczywiście kawałka jakiegoś kościa wołowego 😀 ale pycha są innych nie kupuje bo nie ma porównania 🙂
Dawne dzieje. Dziś nie ma nic cikzgwseeao od najnowszego iPoda lub iPhone. Z moich obserwacji wynika, że nauczyciele nie starają się nawet o rywalizację z komf3rkami na lekcjach. Udają, że nie widzą, że dzieci z nich korzystają. Smutne:-(