Leje. Wpadamy do małego sklepiku. Każę Córce Pierwszej stać przy drzwiach, bo ma wielki parasol, a sama z Córką Drugą na plecach biegam między regałami w poszukiwaniu mąki żytniej i owsianej. I słyszę głos jakiejś babki:
– Dziewczynko, ależ ty masz włosy! Co za loki. Jaka śliczna.
– Ooo – myślę sobie – CP ktoś przyuważył.
Wychodzę zza regału, a tam stoi CP z parasolem nadal nad głową, włosami od wilgoci skręconymi w świdry i lizakiem.
Wieczorem, gdy wrócił do domu Ojciec Biologiczny mówię:
– A niech ci córka powie co dzisiaj w sklepie od pani dostała.
– Lizaka – mówi CP. – Za to, że mam włosy.
Jak nic, postawię ją pod kościołem z rynną i niech zbiera na fryzjera.