Córka Druga jest chora. Kaszel, ból gardła, gorączka, stan zapalny ucha. Nie będę pokazywać palcem, kto się nią ostatnio zajmował….
Kilka dni bez dzieci zwykle kończy się potem kupowaniem lekarstw i wizytami u lekarza w moich godzinach pracy. No nieważne.
Chciałam przy tej okazji zrobić taki product placement dla młodych rodziców, bo są trzy rzeczy, które kupiłam na początku swojej macierzyńskiej drogi i po 9 latach wciąż uważam, że warto było:
– inhalator. Mam zwykły, nie żaden odjechany cud, z apteki, Microlife, kosztował chyba 119 zł. Niezawodny. Ileż on razy oczyścił oskrzela, zatoki i nos dzieciom oraz mnie! Kilka razy uratował nas podczas zapalenia krtani! Ampułki z solą są u nas w domu wszędzie.
– termometr elektroniczny. Mamy taki do czoła i do ucha, chyba z Lidla. Nieważne, że nie pokazuje temperatury co do kreski, ale gdy mam wątpliwości czy dziecko ma podwyższoną temperaturę, to sprawdzę to w kilka sekund nawet w nocy.
– Katarek, czyli aspirator do nosa podłączany do odkurzacza. Jakby to nie brzmiało, to działa fantastycznie i wyciąga gluty dziecku, które nie umie smarkać. Mózg pozostaje na miejscu. W najgorszych chwilach naszego życia potrafiliśmy z OB spać z odkurzaczem w łóżku. Gdy dziecko płakało z powodu zatkanego nosa, odkurzacz zakrywaliśmy kołdrą i srrrruuuu wyciągaliśmy gluty, bo pewnych rzeczy w łóżku nie powinno się robić ustami (kto ma zwykłą fridę, ten wie o co kaman). My już nie korzystamy, ale polecam.
No to by było na tyle, gdy chodzi o wymądrzanie się Matki Sanepid.
Bez tych trzech rzeczy na żaden wyjazd z dziećmi nawet nie ruszam się z domu plus oczywiście stałe keki, które mam w domu. 🙂
Komentarz edytowany
spadówa z tym spamem