Aaaaaaaaa 5 dni!!!

Pięć dni wolnego przede mną. Każdy dzień od 7 do 18.15. z nimi dwiema. Samotnie. Jesienią.

Oszaleję koło środy.

Szlag mnie trafi już jutro ok. 6.00 rano, kiedy Córka Druga wlezie na mnie i mnie opluje, a Córka Pierwsza zażąda kubka kakao. Kubek musi być różowy, a ja tak wcześnie rozpoznaję tylko kolor ciemny i ciemny jak w dupie.

Potem będzie już tylko gorzej. Córka Pierwsza obejrzy bajkę, Córka Druga nawali w pieluchę. Pieluchę trzeba spłukać nad sedesem (wielorazówka. Nie pytajcie dlaczego), a że mamy dziurę w słuchawce prysznicowej przy okazji zaleję pół łazienki. Do godz. 9.30 będę chodziła w piżamie i z tłustymi włosami, bo nie wolno mi wyjść do łazienki, wysikać się i umyć – Córka Druga wpadnie w szał i będzie wyła pod drzwiami tak długo aż wyjdę. Potem pójdzie spać… albo i nie. Jak pójdzie to umyję się w spokoju, jak nie pójdzie to będzie wyła pod drzwiami, bo przecież umyć się muszę, żeby wyjść na spacer i uśpić gada. W tym czasie Córka Pierwsza zaliczy trzy histerie i ze dwa fochy.

 

Ubieranie się i wyjście na spacer trwa ok. 30 min. Najpierw kłótnia z CP o to, które buty ma ubrać i który na którą  nogę. Córka Druga w tym czasie znowu nasra w pieluchę i będzie się z szatańskim chichotem wyrywać przy zmianie zasranej na czystą. Łazienka znowu zalana. Jak ją w końcu wsadzę w kombinezon i założę czapkę okaże się, że CP zdjęła buty, bo jednak woli ubrać te, które chciałam żeby ubrała na samym początku. Strzeli ze trzy fochy, zaliczy histerię, Córka Druga dołączy do niej, co by siostra tak po próżnicy sama nie wyła. Ja w tym czasie trzy razy rzucę porządkową kurwą i powiem, że mam dosyć i idę sama. Na Córkach nie zrobi to żadnego wrażenia, ja jednak znam kodeks karny i wiem co grozi za porzucenie dzieci.

Jak już wyjdziemy to będzie OK, bo moje dzieci na spacerach włączają wersję demo i przed sąsiadami, oraz uroczymi staruszkami karmiącymi latające szczury na rynku udają ekstra dzieciaki. W Biedronce Córka Pierwsza wyłudzi Kubusia (miała nie dostawać Kubusiów, bo to trucizna jest) i bułkę (miała nie dostawać bułek, bo tuczą). Po powrocie do domu szlag mnie trafi już w korytarzu, bo Córka Pierwsza huknie drzwiami, a Córka Druga poryczy się natychmiast, jak odłożę ją na podłogę i zechcę się rozebrać.

Potem zrobię obiad. Nie pytajcie mnie jak… nie wiem. Zaknebluję gówniary i powieszę na lampie, ale zrobię. Następnie spróbuję przetrwać z obiema do 15.30 i Córka Druga pójdzie spać…  albo nie pójdzie. Jak pójdzie spać, to pozostanie mi nie zatłuc Córki Pierwszej. Jak nie pójdzie, postaram się nie wyskoczyć z okna, bo chociaż piętro trzecie, to pod nami przeorana miękka gleba. Wolałabym nie złamać nogi jeśli już mam popełniać samobójstwo. Do 18.15 będę żyła nadzieją, że mój mąż wróci i je weźmie gdzieś daleko ode mnie. W tym czasie Córka Pierwsza zje trzy kolejne bułki (bo obiadu na bank nie ruszyła), wpadnie pięć razy w histerię i z siedem razy strzeli focha. Córka Druga będzie się kleić do mojej nogi, jak tylko zechcę coś porobić w domu.

O 19.00 moje nerwy przestaną reagować na bodźce. Będzie mi wszystko jedno, co robią dzieci, ewentualna agresja skierowana zostanie na ojca dzieci. Za to, że je spłodził i że nie zarabia tyle, by wynająć guwernantkę. W tym czasie Córka Pierwsza odwali tyle histerii że nie zliczę, Córka Druga … ech, nawet mi się myśleć nie chce. O 20.00 obie pójdą spać… albo i nie.

Byle do soboty. W sobotę idę do pracy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *