Kura – ja, jajo – Córka Pierwsza bardzo uświadomiona w tym, że jej cielesność jest nienaruszalna, wlazła mi pod łapę. No normalnie machałam łapą, gadałam coś, gestykulowałam. Wyobrażacie sobie to? Matka macha. I Córka Pierwsza mi pod tę łapę podeszła i ją trzasłam. Jakoś tak lekko w ramię czy coś. A Córka na to wewrzask*
– Nie wolno mnie bić!!!
Matka zrobiła O-O czy jakoś tak… (jak się robi wielkie oczy za pomocą literek/cyferek?) i musiała przyznać Córce rację.
Nauczyliśmy też skutecznie Córkę wyrażać swoje stany emocjonalne. Córka coś tam chciała, nie dostała, więc się zagotowała, kopnęła w kanapę i wrzasnęła:
– Zdenerwowałam się! Jestem wkurzona!
No to my na to:
– A dlaczego?
– Bo nie dostałam (czegoś tam)
– Nie dostałaś bo (coś tam, no sorki, ale nie jestem w stanie wszystkich scenek rodzajowych zapamiętać), więc się uspokój, oddychaj głęboko.
po chwili Córka
– Już się uspokoiłam, chcę się przytulić.
Mam nadzieję, że każde znienawidzone przez Matkę i tłamszone dziecko** potrafi tak sobie radzić z negatywnymi emocjami.
Córka z resztą ma zadatki na psychologa albo jakiegoś mediatora sądowego, a przynajmniej na behawiorystę zwierzęcego, bo dzisiaj jak kot wlazł na blat kuchenny, a ja krzyknęłam, żeby zlazł, Córka zupełnie spokojnie pod nosem powiedziała:
– Oj, ona*** głodna jest.
I miała skubana rację.
* fajny wyraz wymyśliłam? fajny? Stała cecha Córki Pierwszej: „wewrzask”. Piknie.
** to jest link do tego tekstu, gdzie piszę jak mnie zrąbali na fejsie i uznali, że nie powinnam mieć dzieci
*** ona kot, bo kotka. Taka pinda czarna…