To porodziły

Koleżanki M. i D. chodziły w ciąży ze dwa lata. Przynajmniej ja mam takie wrażenie.

Syn D. odwalił numer roku, bo przyszedł na świat w łóżku rodziców. Położna, która przyjechała karetką na sygnale trafiła na samą końcówkę porodu. Wciąż jestem pod wrażeniem. Chociaż zawsze mówiłam, że jednak wolałabym rodzić w szpitalu, bo jak znam naszego kota, zaglądałby mi co chwilę gdzie nie powinien i komentowałby wydarzenia miaucząc. Poza tym pogotowie mam co prawda pod oknem, ale musi ono przejechać do nas okrężną drogą. Niebezpieczne. Ale i tak się wzruszyłam. Powiedzieć dziecku: urodziłeś się w domu – bezcenne, chociaż kiedyś zupełnie normalne. Człowiek miał przez całe życie jedno łóżko – rodził się w nim i umierał.

Swoją drogą kiedyś to niezłe łóżka robili. My z mężem mamy Sultana na nogach z Ikei. Listwa pod środkową nogą (ma pięć) złamała się już w pierwszym roku naszego użytkowania (i wcale nie dlatego o czym na pewno myślicie… a może od tego… nie pamiętam), a dzisiaj, po 6 latach skrzypi niemożliwie, sprężyny strzelają i wbijają się nam w plecy. Jeśli umrę w tym łóżku to tylko przedwcześnie ze zmęczenia i niewygody.

Zgubiłam wątek… uwielbiam dygresje…..

Urodziły. Synka D. nie obejrzę w najbliższym czasie, bo są oboje daleko, ale córeczkę M. już widziałam, bodajże w 3 dobie życia. Szłam do niej nieco zaniepokojona. Postanowiłam przecież że trzeciego dziecka mieć nie będę. Gdy M. założyła, że nie chce drugiego (bo pierwsze ma w wieku mojej Córki Pierwszej) zaczęła przychodzić do mnie po dwóch dniach od narodzin Córki Drugiej. Przychodziła, nosiła ją, tuliła, robiła jej masaż, usypiała a kilka tygodni później zaszła w ciążę twierdząc uparcie, że ją zaraziłam.

Bałam się, że też się zarażę. Maleństwo leżało bez ruchu na łóżku. Miało malusieńkie paluszki, malutką główkę, malutki brzuszek. Gdy płakało, to jak kotek – cichuteńko. Nie tak jak Córka Druga teraz, którą w całym bloku słychać. Popatrzyłam, zachwyciłam się i pomyślałam: 10-miesięczniak to jest to! Nie robi wystrzałowych kup. Nie wisi na cycku. Jak chce coś to się wdrapie i sobie weźmie (przed chwilą wdrapała się na stół i wzięła sobie lustrzankę cyfrową) A trzylatka? Sama idzie do kibelka, sama się ubiera/rozbiera, sama się bawi, mówi co chce jeść. Noworodek? Nie, dziękuję, postoję. Chociaż pójdę jutro do M. i spytam, czy mogę chwilę ponosić….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *