Czy pamiętacie, kiedy pierwszy raz Internet pomógł Wam w nauce?
Byłam już na studiach magisterskich i dopiero wtedy miałam stałe łącze i mogłam korzystać z zasobów internetowych przy pisaniu esejów. Wtedy też od pani doktor dowiedziałam się, że nie powinno się cytować Wikipedii…
Córka Pierwsza opanowała świetnie wyszukiwanie informacji. Tak świetnie, że siedząc w gronie rodzinnym poprosiłam, by nikt nie wypowiadał słowa „orgazm”*, bo ona sobie sprawdzi w Google i jej kompletnie zryje beret (przy okazji – jaką apkę na Androida polecacie, żeby mnie takie rzeczy nie martwiły?). Ostatnio jednak CP się zapomniała i po info przyszła do mnie:
- Mamo, muszę zrobić album „zwierzęta mieszkające nad rzeką” – powiedziała. – Znasz takie?
- Hindusi…
- Co???
- Hindusi… – no jakoś mi się skojarzyło, że oni wiecznie nad rzeką Ganges, a człowiek to też zwierzę. Każdy człowiek, więc nikogo nie chciałam obrażać.
- Nie znam – powiedziała Córka Pierwsza.
- To wpisz w Google „jakie zwierzęta mieszkają nad rzeką” i już.
Jak kazałam, tak zrobiła. Potem z dziadkiem wyszukała zdjęcia zwierząt nadrzecznych i zaczęła wyklejać album i wypisywać wiadomości o poszczególnych zwierzakach:
- Znalazłam w Internecie encyklopedię przyrody i część wiadomości przepisuję – pochwaliła się.
O kopiowaniu bez podawania źródeł pogadam z nią kiedy indziej. Później poszła bawić się na podwórko, ale tylko na chwilę.
- Idziesz do domu? – spytała Córka Druga.
- Tak, mam album do robienia, a na podwórku nie ma WiFi przecież.
I tym sposobem ośmiolatka wie, że „Home Is Where The WiFI Connects Automatically”.
*To była rozmowa na temat filmu „Kiedy Harry poznał Sally” i o tym, jak Meg Ryan zamawiała kanapki, ale oddzielnie.
9 thoughts on “Cyberdziecko”