Do psów nic nie mam. Nie lubię ich „zapachu”, nie przepadam za szczekaniem, gonię, gdy mi włazi do łóżka… No OK, czyli jednak „coś” do nich mam, ale nakarmię, pogłaszczę, odpchlę i odkarmię, jak wzięty ze schroniska albo z ulicy. Jednak, gdy biega duży osobnik bez smyczy i kagańca, to wściekłość we mnie wzbiera.
– On nie gryzie!
Jasne, ja też nie gryzę, ale jakby moim dzieciom ktoś krzywdę zrobił, to własnymi dłońmi bym szumowinę utłukła.
– On lubi dzieci..
Jak są dobrze wysmażone czy na surowo?
No i wracam dzisiaj z warzywniaka, a na latarni wisi człowiek z lekka nieświeży. Myślę, że ostatnio był trzeźwy drugiego dnia Bożego Narodzenia, kiedy to sklepy były pozamykane, a on zgubił buty i spodnie podczas powrotu z upojnej Wigilii. Obok idzie wymuskana paniusia z dwoma pieskami. Centrum miasta, kundle dosyć rosłe, jeden na smyczy, drugi luzem.
– Eeeej ty! – zawołał zawiany gość. – Bez smyczy i bez kagańca te psy! A tutaj rodzice z dziećmi do przedszkola chodzą! Suuuukooooo, zaraz na policję zadzwonię!
Nie sądzę, by pan chwiejny miał telefon, ale tak czy inaczej policję i funkcjonariuszy straży miejskiej na pewno zna wyśmienicie. Ponadto wyzywanie kogoś od suk, zwłaszcza w kontekście ochrony dzieci, lekko mi się gryzło (nomen omen) ale czyż człowiek ten nie zasłużył na dyplom od prezydenta miasta i nagrodę wymienialną na litry wódki?
52 thoughts on “Samopas i obywatelska postawa”