Malta – weekend w Valletcie. Czy warto?

Pewnego październikowego przedpołudnia, gdy moje życie matki, copywriterki i singielki wydało mi się okropnie bezbarwne, uznałam, że czas gdzieś polecieć. Na przykład do Krakowa. Czemu polecieć? Bo uwielbiam latać. Moment, w którym samolot odrywa się od pasa startowego, wywołuje u mnie niesamowitą euforię. Endorfiny szaleją, a poziom serotoniny podnosi się na kolejne kilka tygodni. Okazało się jednak, że lot do Krakowa kosztuje 260 zł. Przy moim napiętym budżecie (w tym roku remont, w sierpniu wyjazd na Kos z dziećmi), doszłam do wniosku, że 200 zł to nie jest tani lot. A ja szukam lotu taniego! I bingo! Malta, lot za 128 zł, wylot w czwartek po południu, powrót w niedzielę rano! Kupiłam!

Na miejscu byłam pełne 2 dni. Niby mało, ale mogłam przez 2 dni siedzieć na kanapie, a mogłam zobaczyć coś ciekawego. Właśnie — co? Przede wszystkim Vallettę, najmniejszą stolicę Unii Europejskiej. Z tego, co wiem, mieszka tam 7000 osób. Tyle, ile w Luzinie. Do Luzina jednak nie warto latać (sprawdźcie sobie, gdzie to jest).

Nie będę tutaj udawać, że piszę przewodnik. Kupcie sobie jakiś i poczytajcie. Ja sobie po prostu lubię pochodzić. I tak faktycznie chodziłam… piłam Kinnie (napój z nutą gorzkich pomarańczy i ziół, przepyszny),

jadłam ichnie ciasto z musem z zielonego groszku,

dziwaczne pizze z surową, białą kiełbasą, królika w czosnkowym sosie z ziemniaczkami, warzywami i ryżem

oraz miodowe ciasteczka.

Zdeptałam łącznie 20 kilometrów, dorobiłam się zakwasów i odcisku na pięcie.

Czy warto lecieć na Maltę na weekend?

Zanim jeszcze doleciałam na Maltę, dostałam kilka wiadomości z pytaniem: “Czy warto?”. Zawsze uważam, że podróżować warto. Warto przekonać się na własnej skórze, czy gdzieś jest miło, fajnie, ciepło (albo zimno), ciekawie, czy jednak nie.

Co zobaczyłam w dwa dni?

Pierwszy dzień: Valletta i Birgu, przeszłam 10 km i 24 pokonałam autobusem.

Byłam w takich miejscach jak:

Pochodziłam główną ulicą Republic Street (Triq ir-Repubblika) oraz różnymi bocznymi


Konkatedra świętego Jana (St John’s Co-Cathedral). Weszłam do środka za 10 euro, warto!


Wyższe Ogrody Barrakka (Upper Barrakka Gardens). Nie wiem, jak to się stało, ale nie zrobiłam zdjęcia samym ogrodom, tylko widokom z ogrodu. Przykro mi, musicie jechać sami.


Bateria Armatnia (Saluting Battery). Strzelają o 12 i 16. Ja nie lubię strzelania, więc sobie poszłam.


Doświadczyć Malty (The Malta Experience). Wejście drogie, chyba 16 czy 17 euro, wypiłam tylko kawę, zerkając na forty po drugiej stronie zatoki. A co! Czego nie zobaczę, to doczytam!


Nabrzeże Valletty (Valletta Waterfront)


Fontanna Trytona

Birgu to jedno z trzech miast położonych naprzeciwko Valletty.

Można dopłynąć promem, można szybko dojechać autobusem. Warto wydać 10 euro na wejście do fortu Świętego Anioła, bo widoki na Vallettę są OK.

Fajniejsze są na okoliczne zatoczki 😉

Drugi dzień: drugiego dnia byłam już mocno zmęczona, bo jak zwykle dałam sobie popalić. Jednak znowu przeszłam 10 km. Tym razem ruszyłam do Sliemy, żeby zobaczyć Vallettę z drugiej strony.

Sliema to miasto nowoczesne, cały czas w budowie, wszędzie są sklepy, apartamentowce i hotele. Stąd też wypływają statki na Gozo, Comino oraz inne turystyczne trasy. Ja przepłynęłam po prostu na drugą stronę do Valletty. Bilet 1,5 euro, tyle samo, ile na autobus. Autobusem byłabym szybciej, ale za to widoki ładne.

 

Resztę dnia przeznaczyłam na szwendanie się po Valletcie i szukanie godnej pizzy. Niestety pizza z Gozo, czyli z ziemniakami, tak mnie zawiodła, że nawet nie wrzucę zdjęcia. Może jedzona na Gozo robi lepsze wrażenie.

A co bym robiła, gdybym została dłużej?

Żałuję, że układ lotów nie pozwolił mi na zostanie jeden lub dwa dni dłużej, żeby spokojnie odwiedzić wioskę Marsaxlokk. Zdjęcie otrzymałam od współpasażerki samolotu, nie mogłam tego zobaczyć osobiście.


A gdybym została na 4 dni, to może jeszcze zajrzałabym do wioski Popeya i popłynęła do Blue Lagoon. Do zrealizowania w przyszłości!

Pogoda na Malcie w lutym

Warto jednak pamiętać, że styczeń i luty to najbardziej wietrzne, najchłodniejsze i najbardziej deszczowe miesiące na Malcie. Przekonałam się na własnej skórze, że w lutym w mieszkaniach Maltańczyków jest chłodno. Jako osoba, która przy +20 stopniach w domu nosi grube skarpety i sweter, nastawiona byłam na szczękanie zębami, na szczęście w tym pierwszym lokum otrzymałam już na “dzień dobry” farelkę, więc nie było tak źle. W drugim mieszkaniu o komfort termiczny było trudno, ale tam spędziłam zaledwie kilka godzin. Wiosną i latem raczej nie ma takiego problemu, a wręcz jest za gorąco.

Podczas samego zwiedzania w dzień na zewnątrz było 12-14 stopni, co pozwoliło mi na chodzenie w T-shircie, gdy mocno świeciło słońce. Trafiłam też na pogodę prawie bezwietrzną. Ogólnie zawsze w podróży mam dobrą pogodę, dlatego jeśli chcecie jechać gdzieś na urlop, to zabierajcie mnie ze sobą. Za bilet na samolot i noclegi zapewnię słońce i ciepło 😉

Koszt wyjazdu na Maltę

Na 3 noclegi wydałam niecałe 400 zł, mieszkałam 2 dni w Msidzie w malutkim pokoiku w kamienicy tuż przy marinie oraz przespałam 1 noc w pokoju w mieszkaniu 1,5 km od lotniska, ponieważ lot wylot miałam o 7.20 rano, a na lotnisku chciałam się znaleźć przepisowo – 2h wcześniej. Noclegi bukowałam przez Airbnb. Z tego portalu korzystałam już wielokrotnie i mogę go polecić. A jak ja polecę, to przy rezerwacjach za min. 300 zł możecie odebrać zniżkę 138 zł (w tym 100 na nocleg), więc klikajcie TUTAJ.

Jak poruszać się po Malcie?

Malta jest mała i wszędzie można dojechać autobusem. Miałam wrażenie, że autobusów jest tam więcej niż samochodów. Warto pamiętać, że każdy przystanek jest “na żądanie”, trzeba więc machać i naciskać STOP. Chociaż i to nie gwarantuje sukcesów, ponieważ kierowcy mają czasami to w dupie i nie zatrzymają się, jeśli autobus jest pełen. Ale za kilka minut na pewno przyjedzie kolejny.

Jeśli macie telefon z internetem, to Google Maps dokładnie poprowadzi Was przez całą podróż: od dojścia na właściwy przystanek autobusowy, po miejsce docelowe, ze wskazówkami, do jakiego autobusu wsiąść i gdzie wysiąść włącznie. Genialne rozwiązanie, ani razu się nie zgubiłam!!! Telefon mam w Play, internet działał bez zarzutu.

Karta miejska na 12 przejazdów = 15 euro. Ale na 2 dni się nie opłaca. Jechałam łącznie 6 razy, a na jednym bilecie można jechać do 2h, można się przesiadać, grunt, żeby nie wracać na tym samym bilecie! Są też karty na dłuższe pobyty, np. na 7 dni za 21 euro.

I są promy. Można promem za 1,5 euro dopłynąć np. z Valletty do okolicznych miasteczek. Ogólnie przy ruchu lewostronnym, ciasnych uliczkach i płatnych, a i tak zawalonych miejscach do parkowania, na pożyczanie auta bym się nie porywała. I się nie porwałam.

Malta? Wolę Grecję!

Pomimo ogólnego zadowolenia z wypadu na Maltę, nie będę na razie planować kolejnego urlopu w tym kraju. Co sprawiło, że Malta nie zawładnęła moim sercem? Tutaj od razu rzucą się na mnie miłośnicy Malty — tak, wiem, widziałam 2,5 miasta, nie powinnam oceniać. No staram się, ale widziałam też zaniedbane, sypiące się budynki. Śmiałam się kiedyś, że Grecy przed sezonem chodzą z wiadrem białej farby i odświeżają swoje białe domki. Życzyłabym mieszkańcom Malty, żeby wzięli przykład z Greków i trochę przyjrzeli się temu, jak wyglądają ich zabudowania, bo poza głównymi ulicami Valletty, raczej jest biednie, ponuro i smutno. Podobnie nijakie podejście do porządków zauważyłam też w mieszkaniach, w których nocowałam. Brudno nie było, ale niedociągnięcia, które w PL by nie przeszły, rzucały się w oczy.

Poza tym brakowało mi typowego dla Greków, a nawet dla Romów luzu. Miałam wrażenie, że Maltańczycy są na ciągłym wkurwie. No jak w domu się czułam 😉 Agresja za kierownicą, rzucanie reszty na blat w sklepie, patrzenie spode łba. Może ja podejrzanie wyglądam, ale w Grecji jakoś się wszyscy do mnie uśmiechali!

Malta też jest droższa niż wspomniana już Grecja. Obiadu za mniej niż 10 euro trzeba się mocno naszukać. Chociaż… są pastizzi, czyli ichnie paszteciki z różnym rodzajem nadzienia. Ten z groszkiem będzie długo jeszcze wywoływał u mnie ślinotok.

Co kupić na Malcie?

Podobno wino. Nie piłam. Likier z opuncji jest smaczny, ale bardzo słodki. Oczywiście chińskie pamiątki dostępne jak wszędzie.

I jak? Myślicie, że warto ruszyć tyłek i polecieć na Maltę? Jeśli tak, spamujcie znajomych i bliskich, szukajcie biletów i cieszcie się maltańskim słońcem.

7 odpowiedzi na “Malta – weekend w Valletcie. Czy warto?”

  1. Podrozniczka pisze:

    Podczas jednego z wielu pobytów na Malcie zamordowano niedaleko miejsca w którym mieszkałam młodego Algierczyka. Bylo pelno policji i ślady krwi na chodniku.
    Innym razem dziennikarke, która sprzeciwiala sie tamtejszej korupcji.

  2. Ja pisze:

    Ja na Malcie byłam w lipcu. Pogoda jak dla mnie idealna – ok. 30 st. 😅 ale ja taką uwielbiam. Faktycznie, jest to dosyć brudne miejsce, tak jak całe południe Europy.
    Nie zauważyłam, żeby ktokolwiek był niemiły lub niezyczliwy. Wręcz przeciwnie, taki typowy włoski temperament, to najczęściej turyści byli nieprzyjemni.

  3. Mua pisze:

    Hm, co do Grecji to też nie można tak ogólnie powiedzieć, że mają czysto i ładnie i biało. Polecam Saloniki na zmianę opinii o Grecji. Jest piękna, ale czy aż tak zadbana to nie powiedziałabym 😉

  4. Renata pisze:

    Malta jest raczej „bezpieczna”, bo złoczyńcy mają utrudnioną drogę ucieczki. My myślimy o wyjeździe z synem do Playmobil FunPark, ale to jeszcze nie pewne. Czy sądzisz, że Twoje Córki miałyby tam co robić? Są parki, place zabaw? A samolot – skąd leciałaś i ile Cię to kosztowało?
    Pozdrawiam,

    • Matka Sanepid pisze:

      Leciałam z Gdańska, lot za 128 zł. Jeśli wybiorę się z córkami, to też na 2-3 dni, może w następne ferie. Wtedy na pewno oceanarium i wioska Popeye! Plac zabaw był na bank niedaleko miejsca, w którym mieszkałam, ale szczególnej uwagi nie zawracałam na takie atrakcje, bo moje dziewczyny już rzadko z placów korzystają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *