Bardzo cenię sobie funkcjonalność dziennika elektronicznego. Gdyby nie komputerowa korespondencja z nauczycielem, pewnie kompletnie nie wiedziałabym, co moje dzieci robią w szkole, gdyż dzienniczka papierowego nie uznaję. Chociaż bywa też tak, że jestem informacją z dzienniczka zatrwożona. Na przykład, gdy przychodzi wiadomość, że jednodniowa wycieczka Córki Pierwszej kosztować będzie 150 zł (+ kieszonkowe, paczka aviomarinu i wszystko to, co zgubi po drodze).
Dzisiaj dostałam info, które mnie rozbawiło, chociaż domyślam się, że nauczycielka (zwykle osoba niezwykle dowcipna i cudownie ironiczna) nie miała dobrego dnia.
Otóż dzieciom trzeba kupić liczydła. Bo „coś dziwnego stało się z patyczkami do liczenia”.
Ja wiem, ja wiem co się stało! Patyczki rozpierzchły się po moim mieszkaniu. Znajduję je nawet w łazience.
i “dzieci ich już nie mają”
No wiadomo, że dzieci ich nie mają, skoro patyczki są w moim mieszkaniu!
“Wolą liczyć na liczydłach”
Bo w pierwszej klasie jeszcze nie odkryły kalkulatorów w komórkach.
“Mamy w klasie tylko pięć sztuk i jest 'walka o liczydła'”.
Już widzę moją CD, jak gryzie małego Karolka walcząc o jedno z pięć liczydeł.
.
.
.
Ale 150 zł za wycieczkę????
… Patyczki i liczydła, a nie kalkulatory w komórkach, bo dzieci w pierwszym etapie nauki powinny pracować na konkretach, żeby potem im było łatwiej 🙂 Nie, że pani jest przeciwna nowoczesnym wynalazkom 😉
Nie no, ja wiem dlaczego liczydła i patyczki, ale pewnie gdyby mieli komórki….
Gdyby mieli komórki to by matematykę mieli w poważaniu i graliby w Maincrafta…
E, pierwszaki jeszcze mają resztki szacunku do nauczycieli
Jak miło poczytać o takich nauczycielach! Mój syn w klasie 1- 3 miał tylko uzupełniać rubryczki w specjalnych zeszytach lub ćwiczeniach, które kosztowały krocie! A jego plecak przepełniony tymi pseudo zeszytami ledwo ja mogłam udźwignąć.