Buty. Damski problem.

No to przerąbane.
Skończyły się dobre czasy zamawiania najtańszych butów z Decathlonu.
Teraz to trzeba wziąć Córkę Pierwszą lat 10 i zaprowadzić na dział damski, gdyż córka ma rozmiar buta 37. I nie idzie się po „różowe” albo „wszystko jedno, byle były rzepy” (dla osób niewykształconych: rzepa), tylko mają być białe, w kwiatki, z grubą podeszwą, muszą pasować do ulubionych jeansów i dobrze wyglądać w komplecie ze skarpetkami do kostek i najlepiej, żeby były lekkie i się nie brudziły. Bo przecież ona nie ma czasu, żeby czyścić. Białe buty. Mieszkamy na wsi. Nie, żebyśmy mieli oborę, ale asfaltu na ulicy też nie mamy.

Nie wiem, ile butów przymierzyła, ale gdy wreszcie zapłaciłam za nie (70 zł, więc spoko), Córka Druga lat 8 spytała:
– To teraz szukamy butów dla mnie?

2 odpowiedzi na “Buty. Damski problem.”

  1. Theli pisze:

    Ty się nie śmiej. Chodził ze mną do klasy w liceum chłopak, który zawsze nosił białe buty (to były lata 90-te, więc dużo osób tak miało). No i buty tego chłopaka zawsze były białe. Po deszczu, błocie, wycieczce do lasu, klasowym biwaku. Zawsze. Do tej pory nikt nie wie, jak on to robił.

  2. Basia pisze:

    Ja nosilam dwa sezony zimowe kozaczki biale, ze skaju! Mylam je woda, a jak byly brudniejsze to rozpuszczalnikiem 🙂
    Zawsze byly biale.
    Co prawda mialam juz 16 lat 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *