– Ale tam pod sufitem to mogłeś równo pomalować – mówię do Ojca Biologicznego, żeby nie czuł się za pewnie jako malarz pokojowy.
– A jaka była umowa? Hę? – spytał OB. – Taka, że ja maluję krzywo pod sufitem, a ty malujesz kaloryfer. Kompromis taki.
Z kompromisu jednak nici, bo po jednokrotnym pomalowaniu kaloryfera stwierdziłam, że w dupie to mam, więcej nie maluję. Tymczasem Córka Pierwsza jest w rozpaczy.
– Nie chcę mieć białego pokoju – powiedziała rano.
– Nie masz białego. To biały wpadający w niebieski…
Na szczęście informacją o tym, że dostanie różową roletę zamknęliśmy jej usta. I teraz, po czterech dniach niespiesznej pracy, po której OB zaczął mieć chorobę sierocą i w nocy chodził za mną, jak zbity pies, gdy się przenosiłam z łóżka zajętego przez CD na kanapę zajętą w mniejszym stopniu przez CP efekty są. Tak pokój wyglądał jeszcze w poniedziałek:



Tak wygląda dzisiaj… Jeszcze bez mebli, bo nie zdążyliśmy. A nie zdążyliśmy, bo pod tapetą był bardzo nierówny tynk i OB musiał całe ściany pokryć gładzią.





25 thoughts on “Pokój po tuningu”