Dba człowiek o swoje zdrowie. Bo dzieci chce wychować, pogrzeszyć jeszcze z kimś w konkubinacie, dom wyremontować, zobaczyć Mediolan…
– mieszka pod lasem, z dala od smogu,
– nie pali… a przynajmniej nie tej trucizny, która legalnie sprzedawana jest w każdym sklepie,
– pije jedynie umiarkowane ilości wina dla polifenoli, co by zwalczały te wolne rodniki i piwa dla lepszego funkcjonowania nerek,
– latem jeździ na rowerze, zimą ćwiczy brzuszki,
– wypieka orkiszowe bułeczki,
– chodzi na tomografie, pobierania krwi, na cytologię i usg cycków,
– autem jeździ z ABSem, poduszkami, w pasach i ostrożnie oraz na trzeźwo,
a i tak może umrzeć zwykłej nocy z czwartku na piątek, samotnie, we własnej łazience, po zjedzeniu kilka godzin wcześniej samodzielnie wykonanej sałatki z ryżu, warzyw wszelakich i …. owoców morza z Biedronki.
A już mi się wydawało, że będę mieć w tym roku zarąbiste szczęście. Wczoraj pączki jadłam, bo ponoć jak się nie zje, to pech. Córka Druga w psią kupę wlazła (nawet skomentowała „No cała ja!”), a ja też wlazłam w psią kupę, jak poszłam czyścić jej buta.
I masz babo placek.
I nie mówcie mi, że to, że przeżyłam to dowód, że psia kupa działa. O 1 w nocy błagałam o śmierć…
36 thoughts on “Przewrotność losu”