Gdy otrzymałam na maila informację o warsztatach fotograficznych Olympusa, zastanawiałam się, czy się zgłosić. Ze słodko-pierdzących recenzji innych blogerów wywnioskowałam, że aparatów nie dostali i honorarium też raczej nie, więc nie bardzo mi się chciało tyłek ruszać. Miałam też obawy, że całość zamieni się w spotkanie rodem z Amwaya, z którego wyjdę opętana myślą, że muszę siać w ludziach miłość do Olympusa, kupić wszystkie modele, a swojego Canona spalić na stosie wraz z innymi sprzętami konkurencyjnych marek. Z drugiej strony zdjęć to ja robić nie umiem, mimo że mam teoretycznie porządny aparat, z domu rzadko wychodzę, warsztaty są w Gdańsku, a nie jak zwykle tylko w Warszawie, dzieci mają mieć opiekę, a ja słodki poczęstunek otrzymam. I to ostatnie mnie przekonało pół na pół z myślą, że jak mi każą za warsztaty zrobić kampanię reklamową na blogu wartą 10 000 zł, to ich cmoknę. No nie kazali…. a samo spotkanie było…
W mailu napisali „zapraszamy razem z dzieckiem”. Nie bardzo wiedziałam, którą córkę wziąć: mądrą czy ładną. Uznałam ostatecznie, że wezmę obie i jedną najwyżej zostawię w aucie. Jak to powiedziała koleżanka-blogerka poznana na warsztatach: „nawet okno bym jej uchyliła”. Okazało się jednak, że przyjęto mnie z całym inwentarzem, który po godzinie jazdy i pytaniu co 2 minuty „a daleko jeszcze?”, był całkiem zadowolony z zabawy w nietypowej sali zabaw i z ciastek, soczków, wafelków.
I się Matka szkolić poszła. Przez 3h się szkoliła i została trzy razy powiadomiona, że jak będzie fotki cykać na automacie, to ją znajdą…. Nie wiem tylko co mi zrobią, ale okazało się ostatecznie, że jak da mi się aparat do ręki i wyposaży w wiedzę, jak go ustawić na manualu, co by cykało fotki jak trza, to nawet takie mi wychodzą:
Dopiero, gdy wróciłam do domu i chwyciłam za mojego Canona, to się okazało, że jednak mnie przerobili. Bo tym moim tak nie wychodzi, bo nie ma takiej fajnej skali na ekranie, gdzie widać, czy światła jest za dużo, czy za mało, bo jakoś nie mogę ustawić tak, żeby mi tło romantycznie rozmazało i w ogóle ciężki jest, wielki, nieporęczny. Kurka. Teraz będę zbierać znowu kasę na Olympusa Pen z szerokokątnym obiektywem. Szlag jasny! Przerobili mnie!
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mam fajne zdjęcia, które nadają się do wywołania i powieszenia na ścianie. Poznałam parę dziewczyn blogujących oraz parę fotografów ( www.dr5000.com) i pana Sławka, który może mi załatwi zniżkę na te Olympusy, jak już pospłacam laptopa z Windows 8, ortodontów dla córek i ich studia medyczne. I babeczki z truskawkami były dobre. I do tego okazało się, że w sali zabaw wcale nie muszą być zjeżdżalnie i baseny z piłeczkami. Ta, w której bawiły się córki miała domki wzdłuż ściany. Różne, różniaste, a każdy i inny i w każdym coś innego. Ciekawe rozwiązanie, którego pomysłodawcom gratuluję.
Matko droga, wydaje mi się że te wszystkie skale itd można ustawić – pogmeraj w ustawieniach aparatu zanim go strącisz w przepaść 😉
no grzebałam wczoraj, ale część się ustawia na obiektywie, a tam to już głupieję.
Kurcze a ja nawet się nie zgłosiłam, ale jestem nie mądra 😛
Żałuj 🙂
Bardzo ładne zdjęcia, bardzo ładne…
A gdzie ta fajna sala zabaw jest?
http://www.cototu.com.pl/ Taka skromna, nieduża, ale z pomysłem.
kurczaki pieczone, chciałam tam być! 😉
Było być, chociaż jak zerkam na Twoje zdjęcia, to niepotrzebnie byś miejsce komuś zajęła 😉
no nie mogłam, w pracy akurat musiałam być. Ojjjj ja się jeszcze muszę dużo nauczyć 😉
Nie daje mi spokoju ten mój Canon. Właśnie ściągam instrukcję obsługi…
Matko! 🙂 Najszybciej nauczysz się robić zdjęcia właśnie na manualu 🙂 Ja już pomału w to wsiąkam totalnie (lubię robić zdjęcie), a odkąd mam aparat swój porządniejszy niż poprzedni (Nikon mi się trafił, od taty wydębiłam, bo on ma sprzęt lepszy o wiele, a ten Nikon jest uszkodzony i tak, a ja umiem nim pstrykać z bardzo ładnym skutkiem, że się tak pochwalę), to staram się stawiać przed sobą wyzwania i kręcę, naciskam, pstrykam. Ale mój Nikon ma to na wyświetlaczu, że w miarę kręcenia pokazuje Ci czy zdjęcie wyjdzie jasne, czy ciemne. Lubię go. Ciągle go odkrywam 🙂
Olympus – dobra firma, mam jego maupkę i robi zdjęcia niemal jak lustro. Oczywiście wychowałam się na Zenicie, więc wiem jak je robić, by tak wyglądały 😉 Choć zdjęcia dziecka wolę robić moim Pentaxem, tata mnie wychował w kulcie tej firmy. Wszystkie Nikony i Canony mogą się schować. A i gdybyś szukała kiedyś obiektywu do lustra – do focenia dzieci i portretówek najlepiej nadaje się 50tka. Szerokokątne lepsze są do pejzaży i architektury. Słuchaj córy fotografa zawodowego 😉
w Canonie mam 60-tkę bodajże. Ale nie wiem co pochrzaniłam, że na manualu wszystkie zdjęcia wychodzą mi przepalone.
U mnie za ciemne wszystkie 😀 Za ciemne … jutro będę szukać instrukcji 😀
Kochana Matko… wyślę Ci moje dziecko do obfotografowania :o) tak – to miało być właśnie to słowo :o) powyższe fotki SUPER :o) no – ale, jak ma się takie fotogeniczne dzieci… :o) to wszystko jest prostsze! :o)