Córka Druga wciąż nie mówi, chociaż zęby pojawiają się jak grzyby po deszczu. Do niedawna ograniczała się do dwóch wyrazów – „mama” i „papa”, jeśli ten ostatni to w ogóle wyraz… Teraz jeszcze nauczyła się wołać kota. Kot ma na imię Dezydery.. lub Dionizy. Tego nikt chyba nie wie, bo zwany jest Dyziem.
– Zyziooooo! Zyzio! – krzyczy Córka Druga zniecierpliwiona tym, że kot ani nie przychodzi, ani nie odpowiada. Pecha ma. Kot jest głuchy jak pień. W sumie kot ma szczęście, bo ona by go tym „Zyziem” wykończyła, tak jak męczy nas.
„Mama”, „papa” i imię kota. I pomyśleć, że za jakieś 2 lata będę mówić:
– Błagam, nie mów chociaż przez chwilę! – jak dzisiaj strofuję Córkę Pierwszą, która jak nie może mówić, to ustami cicho rusza.