Sponiewierała mnie druga dawka szczepionki. Ległam wczoraj około południa, raz na jakiś czas przebudzałam się, żeby poplotkować na komunikatorze z kumpelami, a poza tym to mało kontaktowałam, miałam dreszcze, wszystko mnie bolało. Spać poszłam ok. 21.00 rozpalona jak piec.
O 3 w nocy obudził mnie wściekły kwik. A ponieważ ostatnio u Chmielarza czytałam historię mordercy, który miał hodowlę świń i rzeźnię, to oczywiście od razu sobie pomyślałam, że ktoś rzucił moje zwłoki świniom na pożarcie. Później mi się przypomniało, że sama mam świnie, morskie co prawda, ale kwiczą identycznie. Zaczęłam więc zachodzić w głowę, czy coś ich nie odziera ze skóry. Resztkami sił się zebrałam, poszłam do pokoju Córki Drugiej, która mieszka ze świniami (jej pokój bez przesady często można nazwać chlewem) i sprawdziłam. Klatka była zamknięta, a świnie w środku kłóciły się o hamak. Karmel leżał na hamaku, Pleśniak go przeganiał, Karmel więc darł ryja. Wróciłam do łóżka, gdyż uznałam, że nie mogę stanąć po stronie żadnej świni, bo to niesprawiedliwe. Po chwili przyszła Córka Druga z Karmelem i zaczęła tłumaczyć, że Karmel kwiczy, ale jak go weźmie, to Pleśniak kwiczy, bo nie lubi zostawać sam.
Ostatecznie uznałyśmy, że świnia wraca do świni, a CD musiała spać ze mną, świnie darły ryja (teraz odsypiają) a ja się cieszę, że żyję. No i że mojego ciała nie rzucono świniom na pożarcie.