Otóż 3 lata (bez 3 dni) od tego, jakże radosnego wydarzenia, gdy ponad 4 kilograma dziecka wyszło ze mnie siłami natury, zrzuciłam zbędny, ciążowy balast. No prawie… Bo do ideału jeszcze troszkę mi brakuje i gdzieniegdzie nad paskiem zawija się brzuszna fałdka. Ale od września pozbyłam się 8,5 kg. Jak to zrobiłam? No że wysiłkiem fizycznym to nie powiem, bo ja z daleka się trzymam od siłowni, aerobiku, a wyraz „skalpel” wciąż bardziej kojarzy mi się z narzędziem do przekłuwania ropnia na dziąśle niż spłaszczaniem brzucha i ujędrnianiem pośladków przy akompaniamencie uśmiechniętej pani Ewy. Po prostu zaczęłam parkować troszkę dalej od przedszkola córek, raz w tygodniu zanurzam się w basenie, zamieniłam wieczorną bułę z żółtym serem na sałatkę z pekinki i nie tykam ziemniaków częściej jak raz w tygodniu. A może nawet rzadziej…. Nie jem też kotletów w panierce ani zup zagęszczanych śmietaną i mąką. Pokochałam za to mozzarellę, fetę, suszone pomidory, seler naciowy, świeży szpinak, różnorakie makarony i pieczone pstrągi. Polubiłam się także z czerwoną herbatą, która ponoć spala tłuszcz.
No tak to mniej więcej wygląda, bo ze słodyczy nie potrafię zrezygnować. Świat bez czekolady, bez weekendowego placka z jabłkami czy cudownie pachnącej cynamonowej bułeczki byłby dla mnie po prostu zbyt smutny. I pisze Wam to osoba, która 15 lat temu miała wszelkie objawy anoreksji, a potem bulimii. Poza tym…. nie ufam osobom, które nie lubią słodyczy….
Teraz po prostu staram się robić wszystko z umiarem. Rozsądnie. Powoli. Bez wyrzutów sumienia, umartwiania się, ale prosto do celu. Bez nacisku, ale z radością, gdy się coś uda. Jeszcze min. 1 kg, maksimum 4. Dam znać, jak mi idzie….
Teraz już mało zostało!
Mało zostało Ci 🙂
Do mi mój upragniony cel -8 ale stwierdzam, że jestem zbyt leniwa by ruszyć dupkę i nie umiem zmienić nawyków żywieniowych. A tu chrupki mi szkodzą bo resztę jadam jak Ty choć czasem strzelę sobie sałatkę z majonezem i śmietana, jakoś nie moge sobie odmówić takich przyjemności 🙂
😀