Są takie momenty.
Kiedy już nie ma się siły na nic, kiedy życie daje w kość, bliska osoba odchodzi, dzieci dokuczają, samochód gaśnie na każdym rondzie. Mogłabym o nich napisać. Mogłabym… ale bywa trudniej nawet.
To ten moment, kiedy jest wieczór, typowe dla dnia dźwięki ustają, dzieci śpią w swoich łóżkach z rączkami włożonymi pod policzki, a ja snuję się po mieszkaniu
w dresie
dziurawej bluzce
z rozwianym włosem
przetłuszczoną cerą
i mam taką niesamowitą ochotę, żeby osłodzić sobie życie….
ale uświadamiam sobie, że…
już w ciągu dnia zjadłam:
5 Wertersów, 3 wielkie cuksy lemonkowe z takim kwaśnym proszkiem w środku, 2 Kinder Bueno, pół białej czekolady, która mi się ostała po torcie makowym, suchego muffina kawowego z chałwą, którego maczałam w RedBullu oraz garść Maltesers.
I że urośnie mi dupa.
To jest dopiero rozgoryczenie. Też tak macie?
(autor: Matko Sanepidelho)
66 thoughts on “Ten moment, kiedy mam ochotę zawyć”