Od razu zaznaczam, że Norwegia to nigdy nie był mój cel. Zimno, mokro, brak palemek — bez sensu, na miejscu ceny wywalone w kosmos… ale jak widzę tani lot, za 40 zł w jedną stronę, to nie myślę długo — kupuję bilet i lecę. I w ten sposób wybrałam się do Bergen. Bergen to malownicze miasto położone w zachodniej części Norwegii, otoczone fiordami. Od razu też zaproponowałam podróż swojej siostrze. Loty bowiem były weekendowe — wylot w sobotę przed 13.00, powrót w niedzielę po 17.00. A do tego, przy wysokich cenach za noclegi, lepiej podzielić te koszty na dwie osoby.
Pogoda w Bergen
Niestety Bergen to także miasto, w którym przez większość roku pada. Podjęłam jednak to ryzyko — w Rydze też padało, a wciąż miło wspominam wyjazd. Nam się udało trafić świetnie: w sobotę rano jeszcze w Bergen padało. Gdy tylko wylądowałyśmy, wyszło piękne słońce i zostało z nami do końca. W nocy temperatura co prawda spadła poniżej 10 stopni, ale w ciągu dnia w cienkiej bluzie można było zwiedzać bez obaw o przewianie.
Lot Gdańsk – Bergen
Na miejsce poleciałyśmy liniami Wizz Air. Bilet w obie strony z Wizz Air Discount Club kosztował 80 zł. Nocleg w nieco podłym pokoju hostelu Fabryka – 390 zł/1 noc/2 osoby. Cały hostel był dosyć biedny, wymagający remontu. Łazienka mała i przestarzała. W jednym oknie brakowały drugiej szyby, całość była zasłonięta postrzępioną zasłoną. Miałyśmy mieć 2 osobne łóżka, a miałyśmy jedno wspólne, do tego dosyć wąskie. Plusem natomiast było położenie — w samym centrum Bergen, kilka kroków od słynnej budki z hot dogami z renifera, miałyśmy lodówkę, zlewozmywak i czajnik oraz dwa grzejniki, dzięki którym było nam w nocy przyjemnie ciepło. Na jedną noc jednak w zupełności wystarczył.
A jak z dojazdem z lotniska do centrum Bergen? Nic prostszego!
Po przylocie na lotnisko Bergen-Flesland trzeba skierować się do wyjścia, patrząc na tablice — light train — to jest „tramwaj”. Przy wyjściu z lotniska jest dziura w ziemi i to jest zejście na peron. Jest tam tramwaj nr 1 i to jest chyba jedyny, jedzie do Bergen Sentrum. Bilet za 40 koron (niecałe 16 zł) można kupić w automacie, ale ja kupiłam w aplikacji Skyss billett — trzeba podpiąć kartę i bilet się uaktywnia po 3 minutach od zakupu. Potem wystarczy jechać do samego końca linii, jakieś 40 minut. Tramwaj odjeżdża co 8-10 minut. Połączenie jest więc super.
Niby nie Unia, a jednak…
W Norwegii nie musicie kupować specjalnego pakietu na Internet, nie potrzebujecie też paszportu. Wjeżdżacie jak do innych krajów w Strefie Schengen: na dowodzie. Bez obaw możecie korzystać z Google Maps czy aplikacji bankowych, kupować bilety przez apki etc. Płaci się koronami i nie trzeba mieć wcale gotówki. Są miejsca, w których jej nawet nie przyjmują. Lepiej założyć konto walutowe i płacić kartą.
A co warto zobaczyć w Bergen?
Bergen jest kompaktowe. Niby drugie największe miasto Norwegii, a jednak te najważniejsze miejsca skupiają się wokół portu. Dlatego zwiedza się je na piechotę. Oto, co udało nam sie zobaczyć w ciągu niespełna doby w Norwegii:
Bryggen
Bryggen — zabytkowe centrum Bergen, które zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Bryggen to zespół kolorowych drewnianych budynków, które kiedyś były siedzibą kupców hanzeatyckich. Dziś można tu znaleźć sklepiki z pamiątkami, pracownie artystyczne, sklepy z rękodziełem.
Wzgórze Fløyen
Fløibanen to wagonik naziemny, który zabiera pasażerów na wzgórze Fløyen. Jest to jeden z charakterystycznych środków transportu w mieście. Wjazd na górę trwa kwadrans i kosztuje 85 koron (niecałe 40 zł) lub 170 koron, jeśli chce się jechać w obie strony. U góry czekają piękne widoki na Bergen i okolice. Zachęcam, by z góry sobie zejść. To trasa 2,5 km, spacer przez norweski las trwa ok. 45 minut. A widoki są cudne i świetny klimat — mchy, paprocie, wodospady, strumyki. Trasa jest łatwa i nikomu nie sprawi trudności. Co najwyżej następnego dnia pojawią się zakwasy.
Klosteret
Fantastyczna jest także ulica Klosteret i jej okolice ze względu na urokliwe kamienice. Spacerując ulicą Klosteret, można poczuć klimat miasta i cieszyć się architekturą z charakterystycznymi drewnianymi budynkami.
Co zjeść w Bergen?
Wyjazd miał być budżetowy, więc głównie żywiłyśmy się przywiezioną wałówką — zupkami w proszku i owsiankami z paczki, ale od razu po przyjeździe poszłyśmy na hot dogi z budki 3 Kroneren.
Ta uliczna budka oferuje norweskie hot dogi w unikalnym stylu. Myśmy się skusiły na hot dogi z renifera z sosem jagodowym. Cena norweskiego hot doga to ok. 85 koron. Jest dosyć duży, zdecydowanie większy niż hot dogi z Ikei 😉 Kiełbaska też była niemała, dosyć sycąca i faktycznie smakowała inaczej niż parówki wieprzowiny, drobiu czy cielęce. Nawet nie wiem, do czego ją porównać, musicie sami spróbować.
Nieopodal jest też targ z lokalnymi przysmakami: owoce morza, wypieki, kawior, kiełbaski z renifera, łosia, a nawet steki i wędliny z wieloryba. Przyznam się, że tej ostatniej próbowałam, dosyć słona, smak wyrazisty. Jedna taka kiełbaska 50 zł, więc kupowanie sobie darowałam (poza tym wieloryby są pod ochroną).
Warto jednak zajrzeć do lokalnych piekarni czy nawet do sieci sklepików 7-Eleven i kupić drożdżówkę z kardamonem. Puszyste ciasto i intensywny, ostry smak kardamonu świetnie komponuje się z kawą. Kawa w Norwegii smakowała mi bardziej niż kawa… we Włoszech. Za drożdżówkę z kawą zapłaciłam niecałe 16 zł. Natomiast drożdżówka z budki na targu kosztowała 30 zł…
Ile godzin potrzeba, by zwiedzić Bergen?
Myśmy były tylko na weekend, a zwiedzanie miasta zajęło nam 6 godzin. Oczywiście nie była to dogłębna penetracja wszystkich zakątków, nie byłyśmy w żadnym muzeum, w akwarium, nie sączyłyśmy też piwka albo kawki w kawiarni. Zwiedzanie było intensywne. Jeśli wolicie wolniej spacerować, siedzieć na ławce, zaliczać muzea, na pewno te kilka godzin będzie za mało. Jednak niespełna dobę w norweskim mieście wspominam bardzo miło i bardzo Wam weekend w Norwegii polecam!
PS. Na miejscy wydałam jakieś 250 zł, czyli: 80 zł bilety lotnicze, 195 zł nocleg, razem wycieczka kosztowała troszkę ponad 500 zł.