To druga część opowieści o wycieczce do Grecji. Pierwsza była tutaj.
Dzisiaj będzie o Kefalonii. O Kefalonii wiedziałam mniej niż o Zakynthos, a na wyspę wybrałam się dlatego, że jej opis w folderze biura wycieczkowego mi się spodobał. Serio, jestem podatna na słowa. Po prostu wsiadłam na prom z wycieczką i na nią popłynęłam. A tam… cuda. Nie tylko takie jak wyłaniające się spod ziemi węże Matki Boskiej (doczytajcie – ciekawa historia), ale przede wszystkim cuda natury.
Ale o tym za chwilę.
Bo największym cudem była pani Basia.
Pani Basia nami dowodziła. Tak to można określić. Najpierw uprzedziła, że wycieczka jest zaplanowana co do minuty. I że jak ktoś się spóźni, to ona mu nogi z tyłka powyrywa, bo ostatni prom z Kefalonii odpływa o 18.00 i musimy się na nim znaleźć całą grupą. Jak się nie znajdziemy na promie, to będziemy spać pod mostem. Co jest o tyle problematyczne, że na Kefalonii wielu mostów nie ma. Pani Basia zapoznała nas więc z planem działania. Na Kefalonii bowiem jedną z największych atrakcji jest jeziorko Melissani. Po tym jeziorku pływa sześć łódek, każda łódka mieści 10 osób, co oznacza, że jak w tym samym momencie do jeziorka podjadą 4 autokary wypełnione po brzegi, to wiadomo… Pani Basia odejmie nam czas na plażowanie, jeśli na tych łódkach nie znajdziemy się dostatecznie szybko.
- Plan jest taki: nasz autokar na prom wjeżdża ostatni. To oznacza, że zjedzie pierwszy. Musimy być na to gotowi – powiedziała pani Basia i wymownie zapauzowała. – Zanim prom dobije do brzegu, ustawiamy się przy wyjściu. Wszyscy, cała grupa! Niech mi ktoś zostanie z tyłu, to….
No wiadomo. Nikt nie może zostać. Co więcej, musimy być zwarci i pilnować, by żadna konkurencyjna wycieczka nie zeszła z promu pierwsza. I gdy tylko autokar zaparkuje na ziemi kefalońskiej, szybko trzeba do niego wsiąść i zająć swoje pozycje.
- Za nami zaczną zjeżdżać inne autokary, jednak jeśli trafimy do naszego dostatecznie szybko, a nasz grecki kierowca depnie ile fabryka dała, to zostanie po nas siwy dym!
Siwy dym został, ale to nie koniec historii, bo do łódeczek jest jeszcze KOLEJKA. Pani Basia i na to miała sposób: ustawiamy się tak, by schodzący z jeziorka mogli wyjść, ale żeby żadna grupa nie mogła nas wyprzedzić. I tym sposobem widzieliśmy jezioro, mogliśmy się przez godzinkę pluskać w cudownie błękitnych wodach i opalać na plaży Myrtos….
Kefalonia jest zdecydowanie większa, wyższa niż Zakynthos. Jest też mniej zatłoczona, bo ceny noclegów są wysokie, a i baza hotelowa nie tak rozwinięta. W związku z tym jest też mniej śmieci, budek z żarciem i pamiątkami, jest bardziej dziko. Polecam wycieczkę nawet jednodniową, bo jest tutaj zabytkowy klasztor, wielka jaskinia, są piękne widoki na plaże i zatoczki. Różnic jest jednak więcej, ale o tym na końcu…
Podziemne jeziorko Melissani.
Nie dajcie się zwieść!
Ma ok. 30 metrów głębokości, a to, że widać dno to efekt krystalicznie czystej wody. Jednak mnie najbardziej zdziwiło to, że… gondolierzy śpiewają.
Jaskinia Drogarati
Ch*jowa. Prowadzi do niej prawie 200 schodów. Nie polecam. I co z tego, że jest tak wielka, że odbywają się w niej koncerty, skoro na zdjęciach kiepsko wychodzi, hę?
To wróćmy do jeziorka i plaży Myrtos.
Po jeziorku pływa się zaledwie kilka minut, co dla wielu osób jest rozczarowaniem. Łódeczki okrążają jaskinię i już się wysiada, niemniej jednak jest to chyba najważniejsza atrakcja na wyspie.
A na plażę Myrtos, na którą prawie pionową drogą w dół zjeżdżają ponoć tylko kierowcy z jednego biura podróży, radzę zabrać buty do wody.
To jeszcze wróćmy do największej atrakcji wycieczki, czyli pani Basi. Pani Basia opowiedziała nam o tym, czym się różni mieszkaniec Kefalonii od mieszkańca Zakynthos. Bo sąsiedzi ci nie bardzo się lubią. Trochę jak Bydgoszcz z Toruniem. Ci z Zakynthos twierdzą, że ci z Kefalonii są nadęci, a ci z Kefalonii sądzą, że ci z Zakynthos to totalne wieśniaki.
- Wszyscy Grecy są ciekawscy. Zawsze spytają skąd jesteś, czym się zajmujesz. Jednak mieszkańcy Kefalonii znają umiar, mieszkańcy Zakynthos będą drążyć – mówiła. – Na Kefalonii padnie pytanie: jak się nazywasz, czy masz męża i w końcu, czy masz dzieci. Nie mam dzieci, więc mówię, że nie mam i na tym wątek się kończy. Ale nie na Zakynthos.
– A dlaczego nie masz dzieci?
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Aaaaa, czyli nie możesz mieć dzieci! Ale nie martw się, bo ja znam takiego lekarza, co to babkę żony wuja brata wyleczył i dzisiaj ma ona piątkę dzieci.
– Nie, dziękuję, nie potrzebuję.
– Aaaaaa, czyli to mąż ma problem! Nic się nie martw, bo ja znam takiego lekarza, który brata kuzyna ciotki ciotecznej tak wyleczył, że mu te plemniki, jak rybki w akwarium pływały.
– Nie, dziękuję.
– Aaaaaa, czyli oboje macie problem! To się nic nie martw, bo ja znam….
I tak dalej, i tak dalej. No nie odczepią się.
Bosko, co? Uwielbiam Greków!
Następny opis wycieczki TUTAJ.
[…] Część druga już tutaj. […]
Boskie obrazki!!! A ta woda, to chyba farbowana??? 🙂
Nie. Nawet zdjęcia nie są koloryzowane. Tak to wygląda na żywo <3
[…] Wy sobie meczyk oglądajcie, a ja tutaj popykam następny, przedostatni tekścik na temat szybkiego wypadu na Zakynthos. Poprzednie dwa były o zatoce wraku oraz o wyprawie na Kefalonię. […]
[…] o Kefalonii […]
A ja mam pytanie odnośnie dojazdu z lotniska. Czy są jakieś autobusy, którymi można dojechać do miasta?
Nie wiem. Płynęłam promem z Zakynthos.
[…] zeszłym roku byłam na wyspie Zakynthos oraz na Kefalonii. Jesienią 2018 postanowiłam zobaczyć Santorini. Dlatego poleciałam na […]