Mądra książka do wzięcia

Moje ulubione wydawnictwo MAMANIA przesłało mi dwa egzemplarze najnowszej książki Agnieszki Stein „Dziecko z bliska idzie w świat”.

Ponieważ CP od września rozpoczyna edukację szkolną, to publikacja jak najbardziej mnie zainteresowała:

„’Dziecko z bliska idzie w świat’ odpowiada na wiele pytań rodziców i opiekunów dzieci w wieku szkolnym. Znajdą w niej podpowiedzi, jak mądrze pomóc dziecku: w adaptacji do szkolnej rzeczywistości, w rozwiązywaniu najczęstszych szkolnych problemów, w nauce współpracy i nawiązywania relacji z rówieśnikami. A także: jak wspierać dzieci w rozwoju samodzielności, jak przygotować je do życia w nieidealnym świecie, jak nabrać ufności we własne kompetencje rodzicielskie.”

Dziecko z bliska idzie w świat

Dziecko z bliska idzie w świat

Dlaczego dostałam dwa egzemplarze? No pewnie dlatego, że Agnieszka Stein jest w gronie moich znajomych na Facebooku (haha, żart prowadzącej). Nie, raczej dlatego, że im napisałam: „to wyślijcie mi dwie książki, jedną sobie zatrzymam a drugą komuś oddam”. No nie oddam żulowi spod Biedry, wiadomo. Oddam osobie, która napisze ładnie w komentarzu pod postem (lub na Facebooku), jak wspomina szkołę podstawową, a zwłaszcza swoje początki w niej. Tylko nie przeginajcie: 500 znaków ze spacjami… no maksymalnie 1500 starczy. Bo ja to wszystko przeczytam, a potem wybiorę jedną osobę, której książkę wyślę. Nie wiem czym się będę kierować wybierając laureata tegoż konkursu, więc nic nie podpowiem.

Rozwiązanie konkursu… hmm… dzisiaj wtorek, jutro środa… W Wielki Czwartek o 18:00.

Wpis powstał we współpracy z wydawnictwem „Mamania”

63 odpowiedzi na “Mądra książka do wzięcia”

  1. justynaaa pisze:

    Jak najbardziej teraz na wesoło, a wtedy koszmarnie 😀
    2 dzien w 1 klasie, rozbolał mnie brzuch, wychowawczyni zabrała mnie do pielegniarki.. która dała mi krople… na przeczyszczenie ! 😀 chyba nie musze opowiadac dalej co zdarzyło sie gdy zostałam w klasie ?:D i jak traumatyczne to było dla dziecka

  2. Kura pisze:

    Podstawówkę określam jednym słowem – KOSZMAR! Nie wiedziałam, (mama mi nie powiedziała), że mogę mieć własne zdanie, że nie muszę być zawsze porządna, grzeczna, cichutka i uległa. Włazili mi na głowę, a ja myślałam, że tak ma być… Nie umiałam postawić na swoim, oddać jak mnie ktoś trzepnął, czy wykłócić się z koleżanką. Było mi bardzo ciężko i już wiem, że mojego Jaśka wychowam inaczej, owszem, z poszanowaniem innych, ale także z dużym szacunkiem dla samego siebie. Ot co! 🙂
    P.S. do dziś jak wchodzę do starej podstawówki i czuję jej specyficzny zapach to cierpnie mi skóra…

  3. Monis pisze:

    Mama zawsze mi mówiła- „oddaj” (starszego brata uczyła- bądź miły i grzeczny..) Tak więc w 1 klasie, jak kolega na przerwie zaczął mnie „przyduszać”- ugryzłam go z całej siły w rękę… To była moja pierwsza (i ostatnia) uwaga w dzienniczku „Monika bije kolegów”. Córy też uczę- jak, ktoś Ci zrobi krzywdę- oddaj, sama nie zaczepiaj, ale jak coś- to ODDAJ 🙂

  4. emka pisze:

    Chodziłam do dwóch szkół podstawowych. Pierwsze cztery klasy skończyłam we Włoszech. Cudowne cztery lata stabilnego planu lekcji, książki można było zostawiać w szkole więc nie dźwigałam ciężkiego plecaka. Uśmiechnięte nauczycielki, pierwsze ważne przyjaźnie które trwają do dziś mimo. iż na odległość. Później powrót do kraju i rozpoczęcie nauki w tutejszej szkole… no to tak: przerwy spędzone w toalecie płacząc, nabijanie się z mojego akcentu, ubioru, beztroskiego podejścia do życia, zazdrość rówieśników o inne ubrania, zabawki, kablowanie na mnie do nauczycieli. Z radosnego dziecka, po kolejnych czterech latach nauki wyszłam z podstawówki zastraszona, niepewna siebie, nieśmiała, bez wiary w ludzi z poczuciem, że dzieciaki to okrutne stworzenia.

  5. bacha pisze:

    szkole podstawowa wspominam z wielkim sentymentem. to byla koncowka prl. przelom lat 80 i 90. dlugie, fajne przyjaznie. pierwsze sklepiki szkolne, pierwsze klasy z jezykiem angielskim prowadzonym przez importowanego irakijczyka. pierwsze czipsy, guma turbo, albumy z kolekcjami naklejek. to wbrew legendzie byly naprawde zacne czasy… szanowalismy nauczycieli i nikt nie wzywal tvn gdy dostal od Fizyczki dziennikiem po glowie… 🙂

  6. Magda pisze:

    Jestem „cudownym” dzieckiem lat ’80-tych. Granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem, tarcza szkolna, worek na kapcie 🙂 to były czasy piękne i beztroskie, choć wiele rzeczy brakowało. Pamiętam przerwy… gdzie grało się w klasy i skakało w gumę.

  7. Zerówka.
    W połowie roku szkolnego przepisani mnie z ze starszaków w przedszkolu do zerówki szkolnej. Dumna byłam strasznie, przedszkola nienawidziłam serdecznie, ku mojemu zaskoczeniu okazało się że czytam lepiej, liczę szybciej, nudziłam się na lekcjach, więc gadałam z kim popadło, za co stałam w kącie kilka razy dziennie:(
    Klasa I
    W kącie stałam nadal, za gadanie oczywiście. Dostałam tez uwagę za…. W mojej szkole na przerwach trzeba było w parach spacerować wzdłuż korytarza, jak na spacerniaku. Chowałyśmy się więc w dziewczęcej, obskurnej toalecie, byle tylko nie spacerować pod nadzorem. I razu pewnego wpadła do tej toalety, z impetem dyżurna nauczycielka, pech chciał, że po przeciwnej stronie stała duża, złożona drabina, która „osunęła się”, uderzając Panią. Oczywiście winny były 4 małe dziewczynki, które od drabiny stały w odległości jakiś 3 metrów i w magiczny sposób kazały się jej przewrócić. Do domu wróciłam z uwagą „córka przewróciła rusztowanie na nauczyciela”.
    Początki zawsze są trudne. Mój 6 latek na razie wyleciał za drzwi za przeszkadzanie na kółku teatralnym, też nie ma lekko.
    Pozdrawiam z Trójmiasta

  8. malgosia pisze:

    Klasa 1 – 4 koszmar! Wychowawczyni co wywiadówka mówiła mojej mamie, że jak skończę podstawówkę to będzie cud.Od 5tej klasy zmiana wychowawcy i … zero skarg i świadectwa z paskiem. Po latach spotkałam moją „najkochańszą” wychowawczynię. Akurat trzymałam rocznego bratanka na rękach. „O Małgosiu jakiego masz ślicznego synka, a co porabiasz?” „Dziękuję, to mój bratanek. Ja w tym roku kończę architekturę na politechnice”. Mina babsztyla wynagrodziła mi te cztery koszmarne lata. 🙂

  9. czar_na pisze:

    Bardzo dobrze 🙂
    Mieliśmy zgraną klasę , w większości fajnych nauczycieli a problemy- wtedy największe na świecie – z czasem wydają błahe. Szkoła to był czas moich pierwszych „wielkich” miłości i próby samodzielnych decyzji.
    Na spotkaniach po wspominamy fajne czasy i mnie pogromczynie wszystkich chłopaków w klasie- ach jaka byłam wtedy z tego dumna ,że nawet największy chojrak ma przede mną respekt. Ale jak nie mieć jak w przypływie złości ustawiłam go wyrywając mu całą garść włosów ? 😉

  10. W pierwszych dniach czwartej klasy okazało się, że nie umiem czytać. Kiedy czytam na głos, dukam po literce jak sześciolatek. Wezwano panią psycholog z przychodni, żeby mnie zbadała, bo chciano mnie wysłać do szkoły specjalnej. Rodzice wyśmiali ten pomysł, i mnie uspokoili, bo umiałam czytać ze zrozumeiniem i miałam ogólnie dobre oceny, po prostu czytanie na głos mnie stresowało i tyle.
    Tak więc jest piękna końcówka lata, przerwa, wszytkie dzieci w pełnym słońcu bawią się na boisku i trawniku przed szkołą. Ja bawiłam się akurat w berka. Pojawia się moja wychowawczyni z przybyłą właśnie panią psycholog. Pokazują sobie palcem, że ta co nie czyta, to ja. Proszą kogoś z klasy, żeby do mnie podbiegł i mnie zawołał. Ten ktoś mówi, że nie może, bo się bawimy w berka i będę uciekać.
    – No to co? – pyta wychowawczyni.
    – No i nikt jej nie dogoni. Ona biega najszybciej – odpowiada delikwent.

    Ogólnie moje pierwsze skojarzenie z hasłem „podstawówka” to duża przerwa w pełnym słońcu na boisku, gra w klasy, w berka, w dwa ognie, i swieżo posadzone wzdłóż ogrodzenia małe tuje. Mijałam je samochodem kilka lat temu. Mają pond cztery metry.

  11. Aleksandra Banat pisze:

    Pierwsze dwie klasy spędziłam w cudownej kameralnej szkole, wraz z nauczycielami było nas tam chyba piętnastu. Klasa druga i trzecia miała zajęcia w jednej sali. Szkoła nie miała dzwonka, sali gimnastycznej i wielu innych rzeczy, miała za to drewniany wychodek na zewnątrz szkoły tuż obok boiska. Od dziecka miałam uraz do publicznych toalet, a ta do dzisiaj jest na szczycie mojej drabiny odpychających kibelków. Przed lekcją w-fu pobiegłam do toalety. Cała szkoła zmierzająca na w-f zastała mnie z wypiętym gołym tyłkiem w tych pięknych okolicznościach przyrody, nie zmusiłam się do skorzystania z wychodka. Tego samego dnia złamałam rękę. To był pamiętny wrzesień pierwszej klasy podstawówki. Szkoła była cudna, już takich nie ma.

  12. Elka pisze:

    Początki szkoły podstawowej kojarzą mi się z zimną herbatą z kwaskiem cytrynowym, kanapkami z jajkiem i szarą saszetką na wyżej wymienione śniadanie. Pamiętam mokrą zieloną gąbkę do tablicy, zapach farbek plakatowych i koślawe pierwsze literki przez które ryczałam jak byk na rykowisku, bo Karolina z ławki obok radziła sobie lepiej i pani Małgosia chwaliła ją przed całą klasą, a ja miałam ochotę kopnąć tę zadufaną dziewuchę prosto w kostkę, przyodzianą w getropodobne ściągacze w kratkę.
    Pamiętam jaka poczułam się dorosła i dumna, kiedy w czwartej klasie nauczyciel od biologii powiedział do nas per „młodzieży”, a następnego dnia wziął mnie do odpowiedzi i wlepił pierwszego w mojej szkolnej historii laczka.
    Nigdy nie zapomnę lekcji chemii, kiedy tuż przed długą przerwą nauczyciel dał nam powąchać butelkę z kwasem masłowym i oddalił się zadowolony, widząc, że uczniowie dostają torsji…
    Jak wspomnienia mojego syna, który idzie od września do szkoły, będą choć w połowie takie jak moje, to jestem spokojna 🙂 Będzie miał się z czego śmiać 🙂

  13. Iwona pe pisze:

    Ja pamietam, ze dostalam sie do klasy c, a moje wszystkie przedszkolne przyjaciolki do klasy a. Wpadlam w ryk i nienawisc do szkoly. Pierwszy dzien na lekcje zabralam zielona tekturowa ( w tedy jakze modna) teczke w ktorej pomimo braku miejsca na wszystkie akcesoria upchalam lalke barbie znadzieja, ze uda mi sie z kims nia pobawic. 😉 Trafilam na sympatycznego rudzielca, ktory pomimo braku swej lalki zostala moja przyjaciolka na wiele lat ;))

  14. U mnie nie stało się chyba nic przełomowego pierwszego dnia w szkole . Placówek oświatowych jakoś specjalnie nie polubiłam wiec tylko szkołę średnią skończyłam żadne tam studia . Jedyne co zapadło mi w pamięci (w sumie bardziej mojej wychowawczyni) to że mama nie spakowała mi zakichanych trampek na zmianę i zabrudziłam dywanik w klasie 🙂

  15. Matka Polki pisze:

    Nie da się zapomnieć podstawówki, szczególnie że właśnie na nią patrzę 🙂 Tak, mam szkołę tuż za oknem, widok ten sam od wielu lat
    Początki pamiętam głównie dzięki zdjęciom. A na nich odświętnie ubrana na biało-czarno ja i… moje czerwone lakierki! Jak ja zazdrościłam innym dziewczynkom, że mają lakierki czarne, a ja tymi czerwonymi świecę na każdym zdjęciu . Pamiętam też świetlicę, gdzie kwitło życie towarzyski. Grałam z chłopakami w kapsle czy na pegazusie, jadłam szkolne obiady i wcale nie chciało mi się stamtąd wychodzić.
    Czytać i pisać umiałam już mając 5 lat, więc nauka nie była problemem. Wtedy jeszcze mi się chciało i byłam zdolną uczennicą, później byłam tylko zdolna, ale leniwa 🙂

  16. mjakmama pisze:

    Podstawówka to były czasy gdzie nawiązywało się wspaniałe przyjaźnie i do dziś się je trzyma. Bardzo miło wspominam nauczycieli i czasami żałuję, że więcej się do niektórych przedmiotów nie przykładałam – ale jak każdy miałam ulubione. W mojej podstawówce była wspaniała polonistka która zaszczepiła we mnie manie czytania książek 🙂 Myślę, że fajnie jest gdy pierwszoklasista ma oparcie w rodzicach, bo to trudny dla niego czas. Warto w dziecku pobudzić ciekawość do nauki by łatwiej mu szła 🙂 Mnie to czeka od września i jestem przerażona, bo moi mali chłopcy będą pierwszoklasistami 🙂

  17. Kasia pisze:

    Pierwsze dni w szkole? Bajka tym bardziej ze poszlam tam z owczesna psiapsiola…wychowaczyni milutka mlodziutka – bylismy jej pierwsza klasa… zero problemow z nauka… I tak przez 3 pierwsze lata… potem dostalismy taka „siekiere” ktora byla nasza wychowawczynia przez kolejne 5 lat… jej ulubionym powiedzonkiem bylo : obudzisz sie z reka w nocniku… chyba niggdy tego nie zapomne… ale jest duuuuzo radosnych wspomnien: szkolny sklepik z pacbnacymi bulkami I oranzada w woreczku 🙂 , wymiana karteczkami z kolorowymi obrazkami, wzajemne pozyczanie zabawek, skakanka, gra w klasy I w gume… i to ppoczucie „doroslosci” bo razem z kolezanka moglysmy od pierwszych dni same chodzic do szkoly I wracac do domu 😉 och…chcialoby sie wrocic do tamtych lat…

  18. Kasia pisze:

    Sorki za bledy ale- Samsung Galaxy s3 mini wiec zrozum Matko moj bol 😉

  19. KK pisze:

    A ja w klasach 1-3 miałam najcudowniejszą wychowawczynię pod słońcem:) miła, ciepła i całym sercem oddana dzieciakom. Chociaż ustawić klasę też potrafiła. Kiedy zorientowała się, że niezłe z nas gaduły poprzesiadała całą klasę w system chłopak-dziewczynka. Jaka to była dla nas kara! Pamiętam też jak na „Pasowaniu na ucznia” składaliśmy nasze autografy w wielkiej księdze, odbiciem palucha. I ja jak zawsze musiałam się wyrwać, że ja odbiłam w takim miejscu, że na pewno za parę lat będę wiedzieć, że to mój. Oczywiście cała sala w śmiech. Co gorsza cała impreza była nagrywana i dostaliśmy później kasety VHS. Do tego też miałam koszmarne czerwone lakierki, więc już samymi butami się wyróżniałam. I niezapomniane wielkie kokardy na włosach. Teraz patrzę na zdjęcia i myślę MASAKRA;) Pamiętam też handel wymienny na przerwach: karteczki do segregatora i karteczki z notesików to był hit. Chyba jeszcze teraz leżą gdzieś w jakimś pudle, bo mi szkoda było wyrzucić. Pokaże kiedyś moim dzieciorkom;)

  20. milas pisze:

    Moja podstawówka to lata 80-te, kiedy to największym obciachem były dżiny bez przetarć o prostych nogawkach. Marzeniem piramidy z marszczeniami i haftem na brzuchu.
    Tak wystrojeni czytaliśmy Bravo pod ławkami na plastyce. Nienawidziłam plastyki. A trójkowe obrazki robiłam na przerwach w domu. Ku swojej ogromnej rozpaczy mieszkałam jakieś 50 metrów od szkoły. Jak ja zazdrościłam tym wszystkim co się mogli odprowadzać, nosić swoje plecaki i patrzeć namiętnie w oczy. Później z tego odprowadzania było tyyyle pięknego nieszczęścia, bogatego życia wewnętrznego i znaczenie na przedramionach żyletkami każdego kolejnego zawodu miłosnego.
    Koszmar co mi się śnie do teraz to lekcje geografii pani ubranej w piaskowe kolory i ten zapach jej perfum. Niezapomniany jak ten z wf-owej przebieralni.

  21. cotti pisze:

    To zbyt dawno jest, aby pamiętać… jawi mi się niczym wspomnienie słodkie, waniliowe, nieuchwytne, ja bujam się na obłoczkach, wszyscy mnie kochają, ja kocham wszystkich…
    … do szkoły się przez park chodziło, ze szkoły się przez park wracało, na przerwach zjadało się kapustę kiszoną z papierowych torebek kupioną w warzywniaku nieopodal, w ramach słodyczy wciągało się mleczko z tubki (teraz w życiu bym tego nie zrobiła! próbowałam – zemdliło mnie po łyku!). A na ścianach pokoju plakaty z Bravo, Bravo Girl i Megacoś… nie pamiętam 😉
    I na przerwach siedziałyśmy z dziewczynami i robiłyśmy plecione bransoletki z muliny 🙂
    I Bon Joviego grali na dyskotekach Always… ach…

    🙂 coś jednak mi się przypomniało 😉

  22. Ja pamiętam WSZYSTKO. Jestem pamiętliwa, a może było to dla mnie tak ważne? Nie ważne. Było tak.

    Pierwszy dzień. Rozpoczęcie roku. Poszłam z Tatą, który miał warsztat przy domu. Było ok. Nawet poszedł ze mną do klasy, zapisał, co potrzeba itp.

    Drugi dzień. Poszłam z Tatą. Odprowadziła mnie. Wiadomo, jak to dziecko, ja chciałam wcześniej, to odprowadził mnie… 40 minut za wcześnie. A ja stałam, czekałam, bardzo się bałam… Nie wiedziałam, ile to już trwa, potem była przerwa… Było bardzo dużo różnych Mam z Dziećmi, a ja? Stałam, i czekałam, i nie wiedziałam, co się dzieje… Do dzisiaj pamiętam, jak zapytałam zupełnie obcej wtedy Mamy, Pani Ł. „która godzina”, a ile było w tym stresu…

    Pierwszy tydzień?

    Lekcje miałam na 11 – druga zmiana szkoły. CODZIENNIE miała rozwolnienie. Tak się bałam nowego.

    WIEM. Nie było fajnie, sympatycznie, ani miło. Podstawówka, to jednak świetny czas. Znakomicie wspominam czas od 4 klasy, wychowawczynie matematyczkę, dzięki której jestem, kim jestem. Do dzisiaj utrzymuję kontakty (sporadyczne, ale zawsze) ze znajomymi z pierwszych klas 😀

  23. W pierwszej klasie podstawówki (a były to późne lata 80-te) moim wychowawcą był mężczyzna z rudymi, kręconymi i długimi włosami! Rodzice byli tym przerażeni, my dzieciaki zachwyceni – dostał ksywę 'Papa Smerf” i wiadomo było, że będzie świetnie. Gdy po roku zrezygnował z pracy w szkole byliśmy załamani!

  24. Ronja pisze:

    Świetnie. Byłam kujonką i grzeczną dziewczynką. Przekonaną o swej mądrości i chwaloną na wszystkich akademiach. To była mała wiejska szkoła gdzie wszyscy się znali więc mimo kujoństwa miałam koleżanki. Zaczęłam szkołę jako sześciolatka i jedyne co mnie męczyło to sny że przenoszą mnie o klasę niżej. 🙂

  25. Monika Kamińska via Facebook pisze:

    Szkola,o zgrozo,zajęcia technicze oczywiście z panem od wuefu,plastyka z polonistka,a matma z księżycem-dosłownie,tego nie da sie zapomniec i nauczycielka zostawiona w pociągu relacji Poznań-Wrocław,to było życie.Pisać by dużo,a zapomnialabym smak herbaty lanej z wiadra,wielką kopychą,pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *