Dawno nie jeździłyśmy z córkami na rowerach, więc dzisiaj zarządziłam wieczorną przejażdżkę. Jak zwykle CP na swoim różowym rowerku, CD za moimi plecami w foteliku. Kierunek – bociany. Pojechałyśmy pod samo gniazdo, potem do końca ulicy i wróciłyśmy znowu pod gniazdo. I właśnie w momencie, gdy miałyśmy pod gniazdem przejechać CP krzyknęła:
– O, mamo! Patrz, mały bociek stoi na samym brzegu gniazda.
Ano stał. Wypiął się i…. cóż…. nasza gorąca miłość do bocianów nieco osłabła, a córki już wiedzą, dlaczego pod gniazdem chodnik ma kolor biały…
Elegancki bocian. Dba o czystosc w swoim domu!
Hehe sie usmialam 🙂 choc sytuacja nie do pozazdroszczenia… kto zostal trafiony? Swoja droga blog nieziemski swietny na poprawe humoru- od jakiegos czasu podczytuje ale dopiero dzisiaj sie odzywam… pozdrawiam I czekam na kolejne wpisy 🙂
W nas na szczęście nie trafił, ale CP powiedziała
– Mamo, a dlaczego on zrobił kupę na lampę????
Srający bociek to na szczęście – trudniej przyuważyć go niż kominiarza 😀
no przecież nie będzie brudził u siebie w domku 🙂
Bosheeee już się balsam że drugi spadnie…. Nie strasz mnie tak :/
Też się bałam, jak się tak wypiął….
Szczęście, że nie trafiło i że tylko jeden celował 🙂
Nie wiem co jedzą gołębie ale jak mnie trafił to kolor z bluzki zszedł w praniu.
no, to była kupa szczęścia…
Też myślałam, że drugi spadł…
Szczęście w chałupie będzie 😉
A raz w Rezerwacie Kormoranów (na wyjeździe) takie ptaszysko na czapkę chlasnęło…