Samotność matki w wychowywaniu dzieci raz jest niezauważalna, raz daje nieźle po pośladach i sercu.
Daje, kiedy Córka Pierwsza przychodzi z przedszkola i mówi babci skrycie, że w przedszkolu dzieci robiły zakładki do książek. Jedną dla taty, drugą dla mamy, ale ona zrobiła tylko dla mamy, bo tata się wyprowadził. Wtedy serce boli, bo jak się człowiek wychowywał w rodzinie, w której rodzice są 34 lata po ślubie i nic nie zapowiada końca tego małżeństwa, to myśl o tym, że własne dziecko nie ma żadnego poza komputerowym kontaktu z tatą, boli. Nawet jeśli to wynika z konieczności, a nie zawsze złej woli.
Fajnie jest, gdy leżymy rano w łóżku, śmiejemy się i łaskoczemy i myślę sobie, że wyjątkowe z nas trio. Że my we trzy nie potrzebujemy faceta, by sobie ułożyć życie, by urządzać mieszkanie, kolejne urodziny, komunie, śluby, że damy radę w każdej sytuacji, bo ja mam je, one mają mnie.
I bywa tak, że z zupełnie niewiadomego powodu wszystko idzie źle. CP nie chce ubrać spodenek, CD co godzinę ląduje twarzą na jakimś meblu i pluje krwią, ja tracę cierpliwość przy każdym rozlanym soczku, każdej zrzuconej zabawce, czy choćby prośbie o zrobienie czegoś do picia. Wtedy chciałoby się, żeby ten drugi stwórca dwóch zasmarkanych potworów stanął w drzwiach, wziął je na spacer, potem nakarmił, wykąpał, położył spać.
Na szczęście tego złego i dobrego jest pół na pół. A to niezły wynik jak na samotną matkę z dwójką małych dzieci. I tendencja szczęścia wciąż jest wzrastająca.
Buziaki i trzymaj sie Matko! I wszystkie inne matki tez! Jesteście, jestesmy wielkie 🙂
Matko… Powyłam się jak bober a to nie jest dobre na tydzień przed spodziewanym porodem 😉 trzymaj się matko