Szantaż bywa ryzykowny, ale jest niezwykle skuteczny. A nie, przepraszam, to się chyba nazywa naturalna konsekwencja. W każdym razie, po trzech kwadransach użerania się z Córką Drugą o to, co na siebie włoży, a czego nie, bo „jest głupie” rzuciłam:
– W takim razie zostajesz sama w domu, bo ja nie mam już czasu i muszę zawieźć CP do przedszkola.
Córka Druga włożyła pod pachy maskotki, usiadła na kanapie kopiąc przy okazji głupią spódniczkę… W tym czasie niespiesznie się ubrałam, wzięłam z kuchni torebkę i krzyknęłam z korytarza:
– Nie otwieraj nikomu drzwi, nie wychodź z domu i nie odkręcaj gazu.
Córka Druga pociągnęła nosem i spytała:
– A bajkę mogę sobie włączyć?
– Nie.
Cisza… Wyszłam z domu, trzasnęłam drzwiami, otworzyłam auto i kazałam Córce Pierwszej wsiadać. Jednym uchem nasłuchiwałam… Ani płaczu, ani krzyku. No nic… Aby nieco przedłużyć proces, dać czas zbuntowanej trzylatce na przemyślenie sprawy, wymieniłam fotelik na taki, w którym chce jeździć, bo w tym drugim to nie bardzo, bo „jest głupi” i na chwilkę wróciłam do domu. Pewna, że przegrałam, włożyłam dyskretnie głowę do pokoju. Córka Druga, tym razem w pełni odziana, wycierała nos w rękaw.
– Wróciłaś już? – spytała.
– Nie, dopiero jadę.
– To ja też chcę…
I jak wystrzelona z procy pobiegła do auta. Przy okazji dowiedziałam się, że nowy fotelik rowerowy, w którym wczoraj ochoczo jeździła jest brzydki. I głupi.
30 thoughts on “W poszukiwaniu idealnej metody wychowawczej”