Balsam do ust zgubiłam. Nówka sztuka, Carmex w słoiczku. A ja bez balsamu nie żyję. Szukałam go więc pod łóżkiem (przy okazji odkurzyłam, umyłam podłogę…), pod kanapą (przy okazji odkurzyłam i umyłam podłogę), we wszystkich zakamarkach (potem już mi się nie chciało odkurzać i myć podłogi). Nie ma. Wreszcie dzisiaj, zupełnie nie wiem dlaczego, zadałam pytanie Córce Drugiej:
– Nie wiesz, gdzie jest ten mój żółty balsam do ust?
– Wiem.
– No gdzie?
– U nas w pokoju…
Jak mniemam sam tam zaszedł….
A Córka Pierwsza chyba miała w szkole jakąś pogawędkę o autorytetach i nie wiem dlaczego, ale wydedukowała, że ja nim jestem.
– Mamo, a to prawda, że ja się powinnam od ciebie wszystkiego uczyć?
– Yhy… – mruknęłam pod nosem.
– Ale brzydkich słów to chyba nie?
Tych niech się lepiej uczy na podwórku…..
18 thoughts on “Uczymy się od siebie”