Po przeprowadzce

Jesteśmy już na „nowych” śmieciach. Całe moje dotychczasowe życie zapakowałam w kartony, salon z sypialnią dzieci zmieściłam na 15 metrach kwadratowych. Nie jest mi za wesoło, ale mam nadzieję, że osoba, przez którą przeżywam dzisiaj to wszystko, będzie kiedyś cierpieć bardziej. Jak nigdy nikomu źle nie życzę, tak w tym przypadku i owszem.

Ale ja nie o tym. Nerwowo bardzo było. Wczoraj pakowanie, Córka Druga z gorączką. W nocy obudziła się około 2.00 i nie mogła spać. Jęczała, marudziła, szarpała mnie za włosy, aż w pewnym momencie rozryczała się strasznie, usiadła na łóżku i rączką wskazywała mi i Córce Pierwszej wyjście. Mogę się założyć, że gdyby mogła mówić wrzeszczałaby „Raus” albo „Won”. My biedne z CP wzięłyśmy kołderkę i opuściłyśmy sypialnię, a CD się uspokoiła. Była to 4.00 nad ranem, więc zmęczone byłyśmy koszmarnie.

O 8.00 obudziłam się i przeraziłam, że przeprowadzka tuż tuż. Ubrałam córki, wypiłam kawę, zamówiłam ekipę na 12.00 i przed 10.00 wyszłam z moją bandą z domu, żeby odwieźć je do babci. Oczywiście po drodze były dyskusje na temat butów, kurtek, czapek („A czemu nie różowe??? Buuuu, ja chcę różowe”), więc od razu byłam zmęczona i wkurzona. Gdy podeszłyśmy do auta okazało się, że prawa strona jest zablokowana przez czerwony pojazd. CP zaczęła rozpaczać:

– Ale ja chcę jechać z przodu! – na co ja – Matka Sanepid wyparowałam na całe osiedle:

– Ale mnie to gówno obchodzi co ty chcesz! – i spojrzałam na kobietę prowadzącą za rękę trójkę dzieci w wieku od 2 do 6 lat…

Błąd 32794249720470 zaliczony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *