– W razie czego, proszę o telefon….
– Dobrze. I będę często dmuchać – powiedziała nauczycielka z przedszkola i porozumiewawczo mrugnęła do mnie okiem.
Córka Druga stała w szatni, trzymała rączkę przy moich ustach i czekała aż setny raz podmucham bolące paluszki. Bo z łóżka wczoraj spadła. Prosto na prawą rączkę. Bolało mocno, Córka Druga płakała, rączka bezwładna… przez pierwsze pięć minut.
A potem się okazało, że maskotkę się nią da trzymać. Że miseczkę z pomidorkami i bułkę także. Że rysować też nią można i uszczypnąć siostrę. Wystarczy tylko często na nią dmuchać i żalić się wszystkim na około na swój ciężki los. I „złamaną rączkę”. Która wg mnie jest tylko stłuczona… według Córki Drugiej odpada….
😉 Chyba zawsze zabawka, coś słodkiego jest idealnym lekarstwem na wszystkie boleści! 🙂
Podoba mi się ten pomysł z plastrem. Może się i tak dałoby skleić? 😉 A nowa zabawka, o tak to jest wielka moc!