Córka Pierwsza po wczorajszej awanturze o ręcznik rano już mnie lubiła. Tak mnie lubiła, że zamiast ubierać się do przedszkola, tańczyła, śpiewała, skakała. Ogólnie wkurzała Matkę swoją młodzieńczą beztroską, która pojawia się zawsze w momencie, gdy Matka się spina, bo ją czas goni. W końcu Córkę zostawiłam babci do ubrania, a sama powiedziałam, że idę oskrobać samochód z lodu. I już miałam wychodzić, gdy usłyszałam tubalny głos Córki Drugiej. CD stała w korytarzu odziana w śpiochy w groszki, z pieluchą wielka i opadającą do kolan, zębami trzymała końcówkę smoczka, niczym palacz peta, wskazywała na klatkę z kotem i wrzeszczała:
– Zyyyyziaaaaaaaa! Zyyyyyyyzia!
Fak. Matka by o kocie zapomniała, z którym miała jechać do weterynarza. Dobrze, że CD ma łeb na karku!